wtorek, 13 stycznia 2015

Od Sashy - Przeszłość... część 1

Byłam małym wilczkiem, który lubił biegać po łące. Mama uczyła mnie, a ja jej słuchałam. Gdy tata przychodził z polowania, mama mówiła mu jak się uczyłam. Tata ściskał mnie (jak to miał w zwyczaju). Rodzice kochali mnie, a ja kochałam ich.Tata kiedyś wspiął się na drzewo i położył kłodę a z tyłu zakleił to jakąś papką. To była ,,kłoda na drzewie"! Chowałam się tam, gdy z tatą graliśmy w chowanego. Mama wołała mnie i tatę, a ja z nim cicho siedzieliśmy w kłodzie. Babci i dziadka nie znałam... ale to co innego, bo nie byłam sama, miałam rodziców. Wiedziałam, że kiedy będę dorosła, muszę się z nimi rozstać, zacząć żyć samodzielnie, stać się niezależną. Lecz na razie miałam 2 miesiące, więc zostałam z nimi jeszcze kilka dobrych lat. Tata i mama nie należeli do watahy, więc mieszkaliśmy w nieznanym nikomu miejscu. A nazywało się ono ''Wzgórze złota", dlatego że gdy pojawiała się tęcza, na jej końcu był garnek złota. Gdy pojawiała się ta tęcza, ja z mamą brałyśmy wory i szłyśmy na koniec tęczy. Jeszcze nie powiedziałam - mój tata miał żywioł ziemi, a mama tęczy. Miałam wszystko, co mi potrzebne było do życia - dach nad głową, jedzenie i picie, rodzinę, ale... nie miałam...przyjaciół. Byłam samotna, może tata trochę się ze mną bawił, ale to nie było to samo, jak bawienie się ze szczeniakami w moim wieku. Moim jedynym przyjacielem był bułany mustang z pręgą na grzbiecie i bardzo, ale to bardzo długą, czarną grzywą. Wsiadałam na jego grzbiet i skakaliśmy przez krzaki, małe górki,stare pnie... to było jak bajka. On był dla mnie jak rodzina. Pasł się na łące, a ja skakałam obok niego. Czasami gdy pojawiła się tęcza zawieszałam mu wór na grzbiecie, wsiadałam na jego grzbiet i dalej jechaliśmy po złoto! Na jego grzbiecie czułam się bezpieczna. Gdy pewnego razu wszedł do naszego domku, do mojego pokoju i kładł się obok łóżka, a łeb kładł na moje łóżko. Byłam zawsze bezpieczna bez wyjątków. Uczyłam się, bawiłam, byłam sobą. Czasami popełniałam błędy, ale zawsze je naprawiałam. Moi rodzice czasem umawiali się z moim mustangiem, że ma mnie nie przewozić dopóki się nie nauczę, ale i tak jak go bardzo, bardzo prosiłam, to pozwolił mi wsiąść na grzbiet i jechaliśmy. Byłam szczęśliwa, bo byłam tam, gdzie był mój dom i rodzina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!