Siedziałam sobie na dachu mojej jaskini. Głowę miałam lekko odchyloną do tyłu, aby łapać promienie słońca, które padały mi na twarz. Uwielbiałam to uczucie ciepła na moich policzkach. Zawsze słońce dawało mi energię i poprawiało nastrój. Tak było tym razem.
Całą sielankę przerwał mój partner, który mnie zawołał:
- Misaki.
Otworzyłam oczy i spojrzałam w dół, napotykając czerwone oczy basiora. W jego mimice twarzy doszukałam się powagi. Wstałam i zeskoczyła z dachu.
- Słucham? - zapytałam wesoło.
- Wejdźmy do środka. - poprosił łagodnie. Ruszyłam przodem, czując jak słońce przestaje mnie grzać, a zastępuje je cień jaskini. Usiadłam nieopodal wejścia.
- Zudi, co chcesz? - zapytałam zniecierpliwiona. Nie lubiłam, gdy ukochany był wobec mnie tajemniczy.
- Satoshi nie żyje.
Czułam jak do mojego umysłu zaczynają docierać te słowa. Doznałam szoku. Nie mogłam uspokoić serca, które nagle przyśpieszyło.
- Słucham? - odparłam słabym głosem.
- Bardzo mi przykro, Misaki. Zginął na wojnie parę dni temu. - oznajmił delikatnie.
Wpadłam w rozpacza. Zudi przytulił mnie do siebie, uspokajając mnie swoim delikatnym głosem.
- Ja chcę stąd odejść. - zawołałam nagle, a echo rozniosło się po ścianach jaskini.
< Zudi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!