wtorek, 6 stycznia 2015

Od Laeti - Prawdziwa miłość

Myślałam nad tym czy życie rzeczywiście jest piękne. Spotkało mnie wiele złego, ale też dobrego. W dłoni trzymałam naszyjnik, którym cały czas obracałam. Patrzyłam się na pole bitwy, które teraz było zalane krwią. 
- Karo. - zwróciłam się do partnera, który na mnie spojrzał. - Myślałeś może nad tym czy nieśmiertelność jest zła? - zapytałam, odwracając wzrok od jego oczu ku niebu. Dzisiaj naprawdę było piękne, bezkreśnie niebieskie. 
- Tak. - odparł cicho, kładąc głowę, na wyciągniętych przed siebie łapach. Uśmiechnęłam się smutno. Puściłam naszyjnik, a łapę postawiłam na suchym gruncie.
- Ja też nad tym myślałam. Wieczne życie jest kuszące, ale niesie też ze sobą wiele złego. 
Karo nic na to nie powiedział, tylko cały czas wpatrywał się na pole bitwy. Powędrowałam za jego wzorkiem i wróciłam do oglądania w ciszy, czy nikt nie idzie. Czasami wydawało mi się, że mój ukochany od naszego ponownego bycia zarazem, traktował mnie nieco chłodniej. Może tylko to mi się wydawało, ale to były moje odczucia. Smutna schowałam głowę, pomiędzy łapami.
- O nie! Ktoś idzie! - zawołał Karo i nie czekając na mnie, pognał w stronę obozowiska. Zobaczyłam, że ku nam zmierza nowa fala. Odwróciłam się i dołączyłam do partnera. Oznajmił, że napastnicy szykują kolejny atak, więc Gustaw zebrał wszystkich i ruszyliśmy do dalszej walki.
Szłam u boku mojego partnera, który wyglądał dosyć poważnie. Chciałam go przytulić. Chciałam powiedzieć jak bardzo kocham, lecz nie mogłam. Nie teraz. Musiałam skupić się na bitwie.
Tamci szybko się męczyli, więc zabijanie ich było łatwe. Wystarczyło rzucić nożem w ich stronę, a nie zdołali zrobić żadnego uniku. Zabiłam w ten sposób z kilkanaście wilków. Niedaleko mnie walczył Hades, mój syn. Podziwiałam go.
Nagle poczułam, że coś zacisnęło szczękę na mojej szyi. Zaczęłam się wyrywać, ale to tylko powodowało większy ból. Kiedy wbiłam mu pazury w oko, puścił mnie. Resztkami sił poderżnęłam mu gardło. Padł martwy. Przeszłam kawałek, lecz padłam na ziemię jak kłoda. Czułam szok z powodu utraty krwi, a jeszcze bardziej przerażający był fakt, że wokół mojej szyi zaczęła tworzyć się szkarłatna maź.
- Karo... Karo... - wołałam szeptem. Nie wiedziałam co mam robić.

< Karo? >

Dopisek od właścicielki wilka: Laeti nie umarła. Po prostu została ciężko ranna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!