Nie miałem na nic ochoty. Leżałem tylko w jaskini i myślałem o tym czemu po raz drugi straciłem ważną dla mnie osobę. Najpierw Yui, a teraz Kaira. Szczerze mówić cierpiałem po śmierci Yui, ale patrząc teraz.... Cierpienie po stracie tej drugiej było większe. Jednak to co mówiła mi moja pierwsza partnerka było prawdą.
- Ayato. - usłyszałem wołanie Laeti. Podniosłem łeb z posłania. Patrzyła na mnie uważnie. Wyglądała na zmartwioną. Wkroczyła do jaskini.
- Witaj, Laeti. - rzekłem. Wymusiłem uśmiech. - Co tam u Karo? Dawno mnie nie odwiedzał. - zagadnąłem. Wadera przysiadła na zadzie. Byłem jej wdzięczny, gdyż nie miałem ochoty, aby wstawać.
- Szczerze powiedziawszy to martwię się o niego, Ayato. Stracił ojca jakiś czas temu, a teraz matkę. - powiedziała. - Wiem co czuje. Chociaż moim rodzice nie umarli, ale odeszli. Tobie też musi być ciężko. - stwierdziła, podniosła wzrok, który miała przez chwilę utchwiony w ziemi. Skinąłem głową.
- Masz rację. Ciężko mi o tym mówić, ale są teraz ważniejsze sprawy. - powiedziałem. Wiedziałem, że muszę o tym porozmawiać z partnerką mojego przybranego syna. - Bądźmy szczerzy, Laeti, ja już nikogo więcej nie pokocham, a po za tym ja słabnę. Nie zostało mi wiele czasu Laeti.... Karo będzie cie bardzo potrzebować. Zostanie sam... Wiem, że macie dzieci, kochana, ale on będzie potrzebował w ciebie oparcia.
- Wiem, ale nie mów takich rzeczy. Nie umrzesz tak szybko... - szepnęła przez łzy. Uśmiechnąłem się lekko.
- Idź już... Nie pozwól, żeby twoje córki zobaczyły mnie w takim stanie.
Laeti skinęła głową. Wiedziała, że to pożegnanie. Otarła łzy. Przed opuszczeniem jaskini posłała mi uśmiech.
Wkrótce zapadła noc. Wziąłem głęboki oddech. Zamknąłem oczy.
- Kaira... proszę cię zabierz mnie ze sobą. - szeptałem w kółko. Jednak nie przybywała. Nagle mnie olśniło. Przecież widziałem nad jej umierającym ciałem jakieś światło. To musiał być Luxio. Jednak nawet po śmierci, złączyła się z nim. Już wiedziałem kogo mam przyzwać.
Po kilku minutach, w mojej głowie pojawił się obraz żółtej wadery. Może to właśnie ją najbardziej kochałem. Kiedy byłem z Kairą, zawsze gdzieś obok siebie widziałem Yui. Te piękne szmaragdowe oczy, które kojarzyły mi się z trawą oraz jej furto, które widziałem każdego ranka i zmierzchu, o wschodzie i zachodzie słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!