Dzisiejszego ranka wstałem jak zawsze około godziny szóstej i jednym szybkim ruchem ciała zerwałem się z półki skalnej, po czym aby nie obudzić, mojej partnerki, która jeszcze spała, wyszedłem cicho z jaskini.
Kiedy tylko znalazłem się na zewnątrz, wciągnąłem rześkie, wiosenne powietrze i odrazu poczułem się wolny i w ogóle jak nowo narodzony, a przy tym głodny. Postanowiłem, więc polecieć do Lasu Czarnego Rumaka i upolować coś na śniadanie. Do celu dotarłem w ciągu piętnastu minut i prawie natychmiast zauważyłem dwa pasące się i niczego nie podejrzewające daniele. Ukryłem się w pobliskich krzakach i zacząłem się powoli skradać w ich stronę. Kiedy byłem już dostatecznie blisko wypadłem jak strzała z ukrycia i cisnąłem kulą w jedne ze zwierząt, które po chwili padło martwe. Następnie to samo powtórzyłem z drugim i zacząłem je ciągnąć w drogę powrotną. Zajęła mi ona dwa razy więcej czasu, ale było warto, ponieważ gdy tylko przybyłem na miejsce, Jade pobiegła uszczęśliwiona w moją stronę i odebrała mi jedno z ciał.
- Dobrze, że wróciłeś. - powiedziała. - Bałam się o ciebie.
- Jak widzisz, nic złego mi się nie stało.
- Na całe szczęście. - stwierdziła, układając oba zwierzęta na stole.
Niedługo po tym zaczęliśmy jeść. Śniadanie zajęło nam piętnaście minut. Kiedy je skończyliśmy, pożegnałem się z waderą i udałem się na Słoneczną Polanę, gdzie miałem niedługo rozpocząć lekcje ze szczeniakami. Nim jednak dotarłem na miejsce, usłyszałem tuż za sobą krzyk Olimpias. Zatrzymałem się i poczekałem na nią. Kiedy już się ze mną zrównała, zapytałem;
- O co chodzi?
- jak zapewne wiesz....Cheveyo, Thea i Country nie żyją.
- Owszem.
- Ich pogrzeby mają odbyć się...,jutro o zachodzie Słońca nad brzegiem Wodnego Serca. - oznajmiła.
- A kto się nim zajmie?
- Ysabeau i Bandit. - odparła.
- Mam im w czymś pomóc? - dociekałem.
- Nie trzeba, a teraz..leć już, bo się spóźnisz na pierwsze lekcje. - powiedziała i odleciała, a ja udałem się. smutny w dalszą drogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!