Jakiś czas temu z watahy odeszła Arrow. Już bezpowrotnie, powiedziała o tym mnie i Gustawowi. Nie chciała narażać nas na gniew jej matki, Letresio. Will odeszła wraz z nią, by postarać się nawrócić matkę i córkę. Dostała na drogę talizman, który miał ją chronić przed demonami i strachem. Wiedziałem, że John i Arrow coś połączyło. Z resztą, nie tylko ja. Po ogłoszeniu odejścia szaro-niebieskiej wadery, John nie pokazał się w watasze. Nie wychodził z jaskini, był przygnębiony. Postanowiłem go pocieszyć, jako iż bywałem w tym dobry, choć nie wiem, czy tak jest... Poszedłem więc do jego jaskini i zapukałem delikatnie o skalną ścianę.
- Nie ma mnie. - Powiedział.
- Musisz być, skoro cię słyszę. - Rzekłem. - Mogę wejść?
- Po co? A, z resztą, niech ci będzie. - Mówił. Wszedłem więc do środka pieczary, która była jakoś dziwnie mroczna. Mroczniejsza niż zwykle...
- Chciałem cię pocieszyć. - Zacząłem.
- Tak? A w jaki sposób?
- Wygłaszając ci mowę. Posłuchaj, musisz dalej walczyć, pomimo straty Arrow. Jest tyle pięknych wader dookoła.
- Ale żadna nie jest taka, jak ona...
- Fakt, z pewnością nie da się jej zastąpić. Ale nie warto się przecież wciąż smucić i zamykać w sobie! Trzeba brnąć przez niegodziwe życie dalej, a w końcu osiągnie się pełnię szczęścia. - Powiedziałem. - Kiedyś szepnąłem komuś ważne słowa. Mój starszy brat tak mawiał. Czas ucieka, a życie wciąż biegnie do przodu, w tym szaleńczym biegu, biegu po pełnię szczęścia. Jeżeli trasa biegu okaże się niezwykle krótka, trzeba się jeszcze nauczyć cieszyć tym szczęściem, sprawić, by nie spowszechniało w życiu, by każdy następny dzień odkrywał jego nowe uroki. Natomiast długa trasa, pełna bólu i cierpienia, sprawia, że kiedy osiągnie się tę pełnię, nie trzeba uczyć się nią cieszyć, ponieważ traktuje się ją jak nagroda za wszystkie wysiłki, krew i pot...
< John? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!