- Dla mnie tak. - odparłem. - A teraz wstawaj! - dorzuciłem i jednym szybkim, a przy tym mocnym szarpnięciem poderwałem go do góry, za co odpłacił mi nienawistnym spojrzeniem i powiedział:
- Nie musiałeś tego robić. Sam bym wstał.
- Wątpię. - odrzekłem z szyderczym uśmiechem.
Nim zdążył jakkolwiek zareagować, poczułem, że ktoś nas obserwuje, ktoś z watahy, więc zacząłem rozglądać się wściekle dookoła, lecz nikogo nie zauważyłem. Najwidoczniej dobrze się schował albo już sobie poszedł. Postanowiłem się tym nie przejmować i warknąłem na nieznajomego, który wlókł się przede mną:
- Szybciej, nie mam dla ciebie całego dnia!
W tej samej chwili wyrosła przed nami spokrewniona ze mną uskrzydlona , biała wadera z długą, niebieską grzywką i takimi samymi znaczeniami na sierści, czyli Sheere.
- Powinieneś być bardziej delikatny w stosunku do obcych na naszych terenach. - zwróciła mi uwagę.
- Na prawdę tak uważasz?
- Jasne.
- Gdyby każdy w ten sposób rozumował to dawno byśmy już je stracili, a teraz zjeżdżaj mi z drogi! - rozkazałem. - Muszę zaprowadzić go do Gustawa!
- Chętnie zrobię to za ciebie. - zaproponowała.
Szczęśliwy, że mogę pozbyć się problemu, popchnąłem lisa w stronę wadery i przykazałem:
- Uważaj na niego.
Następnie odszedłem, pozostawiając ich samych.
<Noe, twoja kolej.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!