Dzisiaj z rana wstałem z uśmiechem na pysku. Tak...byłem w swojej jaskini. Postanowiłem zdobyć bogactwa naturalne watahy, czyli rzeczy, które otrzymuję wraz z zabiciem jakiegoś magicznego zwierza. Zjadłem skromne śniadanie, składające się z ryby i kilku owoców, po czym wyruszyłem. Najpierw moim pierwszym celem był Gryf. Wybrałem się w Dymiące Góry i zacząłem szukać tych latających stworzeń. Nagle znalazłem spokojną rodzinkę - postanowiłem zapolować na ojca. Ten wzleciał w górę ze swojego gniazda, a ja biegłem pod nim. Kiedy oddaliliśmy się od gniazda, wzbiłem się w powietrze bez skrzydeł i leciałem za moim celem. Nagle przyspieszyłem i zaatakowałem. Zwierzę zaczęło mnie drapać i dziobać, co powodowało dość silny ból. Syknąłem, kiedy udrapnął mnie szponami. Dlatego postanowiłem mu się odwdzięczyć. Moje pazury natychmiast wydłużyły się, stając się grubsze. Udrapnąłem go. Kiedy zdezorientowany próbował się ogarnąć, wydłubałem mu oko. Gałka oczna z cichym świstem leciała w dół. Wyglądało to nawet śmiesznie. To samo zrobiłem z drugim. Zwierz zaczął spadać, a ja za nim powoli leciałem. Kiedy upadł, zaczął się wykrwawiać. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem dalej. Nie chciałem zabijać Feniksa, są zbyt piękne, dlatego ruszyłem na Smoka, czyli Łyse Stoki. Nie musiałem długo szukać. Czerwona bestia kroczyła przed siebie, szukając czegoś do spożycia. Zapewne był to młody osobnik.
-*Łatwiej dla mnie* - pomyślałem i zakradłem do gada. Bestia zauważyła mnie, jak i pewnie wyczuła. Obróciła się w moją stronę zionąc zielonym ogniem. Skoczyłem na zwierza i zacząłem się w niego wgryzać. Bestia wzbiła się w powietrze, a ja tylko z tego skorzystałem. Uczepiłem się skrzydła i ze skrzydła skoczyłem na głowę. Zaczął nią machać, a ja już byłem przy gardle. Właśnie się w nie wgryzłem, a zwierz padł. Z jego rany wypłynął zielony płyn. Konie również były piękne, szczególnie te magiczne. Nie chciałem kończyć żywotu tak pięknych istot. Koty również były ładne, nie zabiłem ich. Testrala też sobie odpuściłem. Po co go?
- Teraz... - przełknąłem ślinę. - Mordoris...
Wyruszyłem w Toxyczne Bagna.
- Kici, kici... Mordoris... Kici, kici... - szeptałem coraz bardziej wystraszony. Nagle usłyszałem ryk. To był on! Biegłem w stronę dźwięku. Niedźwiedź zabił coś, co przebiegało obok. Spojrzał na mnie czerwonymi ślepiami. Ryknął i zaczął do mnie biec. - Dawaj, misiu! Dajesz, dajesz! - krzyczałem uciekając i wcale nie zdobywając więcej pewności siebie.
On ryczał co chwilę, aż w końcu zrobiłem salto w tył i siedziałem na karku stwora. Śmierdziało jak nie wiem... Ale wgryzłem się w kark, a on próbował mnie zrzucić i zabić. Kiedy prawie mu się to udało, uniknąłem jego wielkiej łapy, z równie wielkimi szponami. Oho, nie lada wyzwanie, taki Mordoris! Ten jednak był chyba łagodniejszy...mimo wszystko. Odpuścił ponowną próbę zabicia mnie. Odetchnąłem z ulgą. Ale jeszcze musiałem go zabić! Skorzystałem z okazji, kiedy tylko wierzgał i uwiesiłem się na jednym z jego zębów. Były ogromne. Nie, ogromne, to za mało powiedziane. Wziąłem sztylet i przebiłem jego paszczę na wylot. Mój sztylet był w środku jego obrzydliwej mordy. Zaczął krwawić, po czym skoczyłem do gardła. Najlepszy sposób na zabijanie zwierząt - znów użarłem kolejnego potwora w gardziel. Westchnąłem szczęśliwy. Teraz Chimera, tak! Wyruszyłem na Zdradziecki Klif. Dosyć wulkanów na dziś dzień, o tak! Widziałem tego... mogę używać określenia lwa? Dobrze. Zatem widziałem tego lwa, kroczył powoli i bacznie obserwował każdy zakamarek. Rzuciłem się na potwora i... nie było trudno. Zabiłem od razu. O, to było naprawdę łatwe... Następna była... Kelpie. Ruszyłem na Toxyczne Bagna i ujrzałem ją. Pierwszy głupi by jej mógł nie zauważyć, jednak ja wyostrzyłem swój wzrok dzięki odpowiedniej mocy. Podkradłem się do konia i skoczyłem na Kelpie. Ona zaczęła kłapać szczękami, a ja drżałem ze strachu. A gdyby mnie pożarła? Wbiłem sztylet w jej skórę, to jednak nie pomogło. Robiłem tak kilka razy, a ona złapała mnie za łapę i zaciągnęła na dno. Zacząłem się wyrywać, ale to tylko pogorszyło sprawę. Kopnąłem łeb konia i szybko wypłynąłem. Stworzyłem bombę i wrzuciłem tam. Kelpie, kiedy wypłynęła... Źle zrobiła. Bomba wybuchła, wszystko wyleciało w górę, a ja w powietrzu leciałem (ciągle latam bez skrzydeł). Uff... Jeszcze pięć zwierząt...Albo... nie. Na tym zakończę. Wróciłem do jaskini zadowolony i od razu poszedłem spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!