O godzinie szóstej, umyłem się zimną wodą i wyruszyłem na teren łowiecki, który był mi najbliższy. Albowiem miałem dziś wielkie plany, ale na razie tego nie zdradzę. Także więc, ruszyłem na stado jeleni. Zaczaiłem się w śniegu, aczkolwiek było mnie widać, gdyż kolor mojego futra nie jest śnieżno-biały. Stado od razu mnie zauważyło. I jak nie wpadnie w popłoch, jak nie zacznie uciekać! Ruszyłem pędem za nimi. Fakt, mogłem użyć mocy teleportacji, lub innych, by zabić obrany cel, ale nie chciałem. Biegłem, że aż śnieg skrzypiał pod moim ciężarem, by zaraz polecieć w górę i spaść o dwadzieścia centymetrów dalej. Biegłem dosyć szybko, by nie stracić z oczu stadka. Zajęło mi to trochę, przy czym się umęczyłem. W końcu jednak znów zacząłem biec szybko, zbliżając się do sarny. Wepchnąłem się między nią, a jakąś inną sarnę i stado, po czym odepchnąłem bokiem na śnieg. Ona prawie co przewróciła się, ale utrzymała równowagę. W tym czasie stado było już daleko, co ułatwiło mi robotę. Zwierzę zaczęło ryczeć, wołając stado o pomoc. Po chwili zaczęło brać nogi za pas, lecz ja byłem szybszy. Skorzystałem z momentu i rzuciłem się w stronę łani. Szybko doskoczyłem do gardła, z którego zaczął płynąć płyn, potrzebny organizmowi do życia. Po około minucie wierzgania i ryczenia, sarna poddała się. Upadła i przestała walczyć.
- Spokojnie...zaśnij. - rzekłem przymilnie, kiedy zwierzę wzięło swój ostatni oddech.
Zadowolony wziąłem pożywienie na grzbiet i udałem się do jaskini. Później zacząłem węszyć, w poszukiwaniu stada karibu. To byłoby piękne... do jaskini. Kiedy znalazłem stado spokojnie szukające jakiegokolwiek pożywienia, znów zakradłem się po cichu. Tym razem nie zostałem zauważony. Wzbiłem się w powietrze bez skrzydeł, by nie spłoszyć stada. Ujrzałem ptaki siedzące na ich grzbietach, więc użyłem mocy, która pozwoliła mi być lekkim jak ptak i usiadłem na takim jednym karibu. Chwilę siedziałem, by zwierzę myślało, że jestem ptakiem. W końcu rzuciłem się na kark karibu. To ruszyło galopem przed siebie, wydając co chwila głośne ryki. Ciężko było, ale cóż. Jakoś się udało, bez mocy. Było ciężej, jak z sarną, bo akurat natrafiłem na samca karibu... Poszło trochę lepiej, niż myślałem, ale grunt, że coś upolowałem. Zaniosłem wszystko do jaskini, a po drodze upolowałem jeszcze kilka zajęcy. Później zbudowałem blat z kłody, a za nim półkę i alkohol na niej. Później zaprosiłem wilki. Dodałem jeszcze muzykę ze stereo i mikrofon. Zaprosiłem całą watahę, ale przyszedł tylko Flash, Alexis, Patton i Makka, Majla i Hurtcalled. Nikt więcej. W ostatniej chwili dodałem reflektory, kiedy przyszli pierwsi goście. Powitałem ich ciepło, a oni usiedli przy ogromnym stole.
- Witam. - powitałem Makkę i Pattona, którzy przyszli pierwsi.
- Cześć Jason. - odparła Makka, a Patton podał mi łapę.
- Usiądźcie. - zaprosiłem do stołu. - Zaraz przyjdzie więcej wilków.
Oni posłusznie usiedli, a ja dalej wyczekiwałem innych gości. Później wkroczyła Alexis.
- Hej. - przywitałem ją.
- Cześć Jason. - uśmiechnęła się i usiadła przy stole.
Później przyszedł Flash, Hurtcalled i na koniec Majla. Ich również powitałem i usiedli. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, podszedłem do mikrofonu.
- Dziękuję za przybycie. To taka moja domówka, a raczej... jaskiniówka. - wszyscy parsknęli śmiechem. - Jest bar, można potańczyć, gdyż zaraz zacznie grać muzyka. Miłej zabawy! - zakończyłem.
Nagle muzyka zaczęła grać, a kilka wilków podeszło do baru. Zamówiło kilka kolorowych drinków, a później wszyscy tańczyli. Najpierw do tańca porwała mnie Majla. Tańczyliśmy, a ona kilka razy nadepnęła mi na łapę. Nie sprawiało to bólu, ale czułem dyskomfort. Nagle, kiedy zobaczyłem Pattona tańczącego z Makką, mrugnąłem do niego.
- Odbijane! - powiedziałem i złapałem Makkę za łapę.
Patton więc tańczył z Majlą, a ja z Makką. Ona później uciekła do Flasha, a ja tańczyłem z Hurtcalled. Tańczyła naprawdę ładnie. Później, kiedy wszyscy się zmęczyli, przyniosłem pożywienie - sarnę nadziewaną owocami i karibu, oraz pasztet z zająca.
- Nie za dużo? - zaśmiała się Majla.
- Chciałem, by starczyło. - wyjaśniłem z uśmiechem.
- No, chociaż trochę się postarałeś, brawo. Nie każdy wziąłby na siebie tyle obowiązków. - skwitował Patton.
- Robiłem co w mojej mocy. - odpowiedziałem.
Chociaż ktoś docenia moje staranie. To bardzo miłe. Nagle ujrzałem siedzącą tak na końcu Alexis, powoli sączącą przez słomkę drinka. Wyglądała tak jak zawsze - dosyć ponuro, ale... teraz najwyraźniej była smutna.
- Coś... się stało? - spytałem podchodząc do niej.
- Nie, nic. - odparła odwracając łeb.
-Jak sobie chcesz... - odrzekłem patrząc ze współczuciem na Alexis i wróciłem na swoje miejsce.
Muzyka grała dalej, a każdy dyskutował między sobą. Ja śmiałem się z Pattonem i Makką. Opowiadali dobre żarty. Siedzieli obok mnie, także byliśmy ułożeni tak: ja, Patton i Makka. Później Flash, Majla, Hurtcalled i Alexis. Każdy miał jeszcze po jednym kolorowym drinku. Były niebieskie, żółte, zielone i czerwone, o rozmaitych barwach. Cieszyłem się, że ktoś chociaż przyszedł. Kiedy tańczyliśmy zagadnąłem Flasha, który tańczył z kimś obok.
- Jak Star i szczeniaki?
- Dobrze, dziękuję, że pytasz. - uśmiechnął się. - Szkoda, że nie mogła przyjść...
- Rozumiem. Jeśli ty wyjdziesz wcześniej niż zaplanowany jest koniec imprezy, nie będę zły. Masz partnerkę i szczenięta. To najważniejsze, twoja rodzina. - odpowiedziałem.
- Wiem. Tak bardzo ich kocham. - zakończył i skończył tańczyć, po czym podszedł do stołu.
Ja jeszcze chwilę tańczyłem, co sekundę spoglądając Alexis. Naprawdę była smutna. Coś ją trapiło. Na pewno, wyglądała tak... smutno, bardzo smutno.
- No, zmęczyłem się. - rzekłem do Majli, która ze mną tańczyła.
- Uff... ja też. - odparła i poszła na swoje miejsce przy stole.
Znów spróbowałem podejść do Alexis.
- Może chcesz coś zjeść? Patrz ile tego jest. - przysunąłem do niej pasztet.
- Nie, dzięki... nie jestem głodna. - znów odwróciła łeb.
- Pogadaj ze mną. Dziś piękna pogoda, prawda? - zadałem losowe pytanie.
- Obojętne mi. Ciągle tylko śnieg. - nie spojrzała w moją stronę.
- Ale wolałabyś słońce? - znów spytałem.
- Chyba każdy by je wolał... - odpowiedziała smutno i westchnęła.
- Proszę, wypij. Nikomu innemu tego nie daję. - nalałem do kieliszka Alexis trochę wódki. - Zostało mi z imprezy, która odbyła się kiedyś...
Alexis popatrzyła smutno na lejący się trunek, po czym uniosła kieliszek i wypiła jego zawartość.
- Lepiej? - zagadnąłem z uśmiechem.
- Heh, lepiej! - odpowiedziała również się uśmiechając.
I to była Alexis! Później poszliśmy tańczyć. Reflektory rzucały na nas kolorowe cienie, a niektóre z nich światło. Wilki zostały przy stole, na parkiecie byłem tylko ja i Alexis. Klaskały i co chwila krzyczały:
- Gorzko, gorzko, gorzko!
Ja i Alexis tylko się z tego śmialiśmy i niewiele sobie z tego robiliśmy. Ta noc będzie niezapomniana!
QUEST #4 został zakończony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!