Dzień był piękny, mimo śnieżycy postanowiłam ruszyć się z jaskini. Ruszyłam wraz z Nagini nad Wodospad Życia. Wąż zwinnie wszedł na drzewo. Położyłam się pod drzewem, na którym siedziała Nagini. Wąż sprawiał wrażenie sprytnego, ale trening czyni mistrza. Wzięłam rozbieg i dołączyłam do Nagini. Wzrok utkwiłyśmy w ziemi. Po chwili zeszłam z drzewa, Nagini ruszyła za mną. Biegłam bardzo szybko. Omijałam drzewa nie zwalniając. Chciałam wyćwiczyć u węża refleks. Nagini dążyła za mną, nie wysilając się zbytnio.W końcu zatrzymałam się. Wąż dotarł do mnie po trzydziestu sekundach. Wróciłyśmy nad wodospad. Wąż wrócił do jaskini, ja zaś odpoczywałam nad Wodospadem. Usłyszałam wycie. Nieznane mi wycie. Ruszyłam w stronę wycia, lecz przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Wiem! Pójdę po Nagini. - Mówiąc to ruszyłam szybko w stronę jaskini. Wąż syknął na mnie, dając do zrozumienia że jest zmęczony, lecz ja chciałam, aby mój wąż stał się silniejszym i odporniejszym stworzeniem. Podgryzłam lekko Nagini i kazałam podążać. Nagini zawsze mnie słuchała, lecz teraz jakby opętana jakąś myślą wtuliła się w swoje ciało i przymknęła oczy. - Niech ci będzie. - Powiedziałam zdenerwowana w stronę węża. Ponownie pognałam nad wodospad.Usłyszałam szelest w krzakach. Była to łania - wiadomo już jak to skończy - rzuciłam się w pogoń za nią.
Nie byłam głodna, więc jej martwe ciało przywlokłam do Nagini. Nagini nie lubiła, gdy ktoś jej przynosi jedzenie,ponieważ sama kochała polować. Tym razem zostawiłam łanię, która żyła resztkami sił. Nie poruszała się, lecz jeszcze czuła. Nagini spojrzała na łanię i szybki ukąszeniem ukończyła jej żywot. Wąż spałaszował łanię. Spojrzałam na węża i ułożyłam się koło niego. Chciałam zasnąć, lecz ponownie usłyszałam wycie. Spojrzałam się na Nagini znacząco. - Rusz się. - Rzekłam do niej, po czym poinformowałam ją, aby podążała za mną. Nagini ruszyła się za mną niechętnie, sycząc coś pod nosem. Szłam i szłam. Po piętnastu minutach zaczęłam biec. Musiałam co jakiś czas zwalniać, aby wąż był w stanie mnie dogonić. Potraktowałam to jako trening wytrzymałości, z którego Nagini nie była zbytnio zadowolona. Zmachana godzinną podróżą ułożyła się pod drzewem, sycząc na mnie, abym się zatrzymała.
- Musisz trenować. - Rzekłam do niej.
Wąż syknął i opatulił się własnym ciałem.
- Dobrze, a więc pięć minut przerwy i biegniemy dalej. Muszę ustalić kto tak wyje. - Powiedziałam stanowczo. Usłyszałam ponownie wycie. - No, koniec tego dobrego. - Wstałam i zaczęłam biec. Nagini ruszyła niechętnie za mną. Biegłam teraz bardzo szybko. Wąż za mną nadążał. Byłam zadowolona. Dotarłyśmy do celu. Zamarłam. Dwa wilki z sekty. Tak, z tej sekty. Sekty, w której zabiłam każdą żyjącą istotę.
- A więc przyszłaś. - Rzekła nieznana mi samica.
Nagini bez słowa dziabnęła waderę. Wilczyca pewnie myślała, że to zwykły jad.
- Haha! Nie taki jad wyciskałam. - Rzekła nieznana, po czym z głuchym łoskotem opadła na ziemię. Umarła. Rzuciłam się na milczącego wilka. Był on dość silny. Nagini owinęła mu się wokół łapy, a ja zabiłam go pazurem.
Po tej sytuacji mozolnie wróciłyśmy do jaskini. Jaskinia była pusta, jak zwykle. Położyłam się i zasnęłam. Nagini uczyniła to samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!