Wstałam dziś dość wcześnie. Ruszyłam raźnym krokiem w stronę Wodospadu Życia. Usiadłam i zaczęłam rozmyślać. Wszystko wydawało się normalne. Po dziesięciu minutach ujrzałam zmierzającą ku mnie Alfę Star. Nie wiedziałam o co chodzi. Nie zrobiłam nic złego.
- Witaj Hurtcalled. - Powiedziała Star z niesamowitym spokojem. Podeszłam do wadery i spytałam z niepokojem:
- Witaj, co cię tu sprowadza? Zrobiłam coś złego? - Starałam się wyglądać naturalnie, ale nie mogłam, ponieważ w moim życiu zależało mi tylko na tej watasze, nie chciałam jej stracić.
- Odetchnij. Nie bój się, nie przychodzę do ciebie ze złymi nowinami. Mianowicie musisz opuścić watahę, w celu nabycia nauk w Watasze Magii, przygotuje cię ona do Trzech Wielkich Prób. - Mówiąc to wadera wyglądała niesamowicie spokojnie. Porozmawiałam jeszcze chwilę ze Star, podziękowałam że powiadomiła mnie o tym osobiście i ruszyłam do Watahy Magii wyznaczoną przez waderę drogą.
Po parogodzinnej podróży dotarłam do watahy. Przywitano mnie gościnnie, lecz już dziś miałam zacząć ćwiczyć. Byłam na jakiejś arenie. Nie wiedziałam co mnie czeka. Stałam zniecierpliwiona. Po trzydziestu sekundach na arenie pojawił się smok. Wszystko było zabezpieczone. Gdyby smok wyrwał się z pod kontroli inne wilki - prawdopodobnie strażnicy - rzuciliby się na niego.
- *Smok? A co to dla mnie.* - Powiedziałam sobie w duchu.
Wielki, czerwony, ognisty smok z wielkimi skrzydłami przypatrywał mi się jak jakiejś taniej przekąsce. Byłam pewna siebie, ponieważ wiedziałam, że nic mi nie zagraża. Najwyżej poparzenia. Smok machnął ogonem, ziemia się zatrzęsła. Spojrzałam w jego przenikliwie, czarne ślepia. Smok zionął ogniem w moją stronę, zrobiłam szybki unik. Zaczęłam szybko biec w stronę smoka slalomami. Rozkojarzony smok zaczął machać ogonem gdzie popadnie. Zionął ogniem ponownie, zrobiłam unik. Wskoczyłam na cielsko smoka. Znajdowałam się na skrzydłach. Miałam blisko łeb. Smok podniósł skrzydła, spadłam na ziemię. Zawzięcie ponownie ruszyłam na smoka. Biegłam bardzo szybko, smok nie mógł mnie wyłapać. Wbiegłam na jego grzbiet. Dotarłam do łba, wydrapałam mu oczy, po czym zadałam cios śmiertelnym pazurem. Wbiłam mój pazur głęboko. Ucieszona zawyłam. Po chwili coś wypełzło na środek. Przez chwilę zastanawiałam się co to. Otępiałam. Nigdy nie walczyłam z... hydrą. Chwyciłam miecz leżący na marmurowej ziemi i stanęłam dumnie. W środku lekko się bałam. Wzięłam rozbieg, wskoczyłam na hydrę. Moim celem było pozbawienie jej głowy. Mało wiedziałam o Hydrach. Gdy znalazłam się na ciele hydry, stworzenie odwróciło w moją stronę wszystkie łby. Wpatrywałam się w nie, po czym odcięłam jeden z nich. Poczwara darła się głośno. Jej oczy były wypełnione chęcią mordu. Spadłam z Hydry, miecz upadł na kamień z głuchym łoskotem. Zaczęłam uciekać. Wilki myślały, że nie dam rady chciały i już obezwładnić hydrę, lecz wydałam z siebie głośny krzyk;
- Wszystko dobrze! - Krzyknęłam do nich. Po tych słowach hydra chciała mnie pożreć, wielki pysk zbliżał się do mnie, chwyciłam miecz i przebiłam łeb hydry na wylot. Byłam ochlapana jej krwią, tak jak i mój miecz. Wstałam i ponownie odcięłam kolejny łeb hydry. Został jej jeden łeb. Wiedziałam, że mój szpon może nie zadziałać, ponieważ zwierzę jest zbyt wielkie, lecz postanowiłam zaryzykować. Wskoczyłam na hydrę i wbiłam jej pazur w ciało. Patrzyła na mnie chwile, jednakże gdy wzięła zamach, aby mnie pożreć, padła na ziemię. Zeskoczyłam z jej cielska. Był to koniec dzisiejszych ćwiczeń. Opuściłam arenę i poszłam spać. Zasnęłam bez problemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!