Byłem akurat całkowicie pochłonięty wymachiwaniem z zawiązanymi oczami mieczem w kierunku specjalnie do tego celu przeznaczonego, obrotowego manekina ubranego w jedną z moich starych kolczug, gdy tuż za sobą usłyszałem jakiś ledwie słyszalny szelest. Odruchowo skierowałem ostrze w tamtą stronę, po czym, jednym szybkim ruchem, ściągnąłem opaskę. Dopiero teraz spostrzegłem, że osobnikiem, który przybył do mojej samotni był nie kto inny tylko moja własna córka w towarzystwie różnobarwnej wadery, którą widziałem nieraz na terenach Viridi Agmen, gdy akurat patrolowałem nasze granice.
- Witam. -powiedziałem, odkładając broń na jeden z wielu haków zawieszonych na ścianach areny i starając się za wszelką cenę przypomnieć sobie jej imię. - Co Was do mnie sprowadza? - Zauważyłem, że Saira rzuca na nią zdawkowe spojrzenie i otwiera usta, aby coś powiedzieć, więc szybko wykonałem nieznaczny ruch łapą w jej stronę, chcąc usłyszeć odpowiedź z ust Gisei (tak chyba miała na imię druga wilczyca).
Ta widząc to, wyszła nieśmiało parę kroków naprzód i oświadczyła lekko drżącym głosem:
- Na tereny należące do mojego Klanu niedawno przybył z Chin basior imieniem Wong Kar Wai, podający się za Twojego szwagra.
- Można wiedzieć czemu sam tu nie przybył? - spytałem, skrywając radość, która mnie owładnęła, gdy tylko usłyszałem tę nowinę.
- Podobno ma problem z tutejszym klimatem. - wyjaśniła.
- Rozumiem, w takim razie prowadź do niego.
Samica tylko kiwnęła lekko głową w odpowiedzi i wyszła z jaskini, po czym skierowała się na południowy-wschód, a my ruszyliśmy za nią. Przez pierwsze parę minut pozwoliłem jej iść przodem, ale później zdecydowałem się z nią zrównać i podjąć rozmowę.
- Wiesz może czy ma zamiar zostać tu na stałe? - zaindagowałem.
- Tak mi się wydaje.
- W takim razie pewnie dołączy w Wasze szeregi.
<Gisei? Trzeba przyznać, że nie za bardzo wiedziałam co tu napisać.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!