Dni po pierwszym biciu serca mijały doskonale. Zapewnione jedzenie, opieka, ciepło, dach nad głową. Jednak, wszystko kiedyś się kończy. Razem z moim rodzeństwem musieliśmy w końcu wybrać Mistrzów, którzy poprowadzą nas przez życie. Mogłabym wybrać na Mistrza dziadka - wiedział on przecież bardzo dużo i z pewnością wiele by nas nauczył. Jednak nie - wolałam kogoś innego. Nie chciałam obarczać dziadka sobą jeszcze bardziej. Niepotrzebne wilki nie powinny niepotrzebnie zawracać głowy innym, ważniejszym i potrzebniejszym wilkom. Moje rodzeństwo miało duże szanse w przyszłości być KIMŚ: a ja? A ja jestem i będę nikim, niestety. Z losem trzeba się pogodzić. Z losem niepotrzebnego wilka.
Wynurzyłam się spod futra karibu, wzdychając głośno. Yamata i Chase jeszcze spali, więc po cichu wyszłam z naszej sypialni i udałam się w kierunku trzeciego, dodatkowego pomieszczenia, od którego rozchodziły się dwa rozwidlenia. Dużo myślałam nad tym ostatnio, czy serio jestem niepotrzebna. A może jestem potrzebna tylko do niańczenia rodzeństwa? Czasem potrafili być męczący. A Yamata ciągle płakała. I bywało tak, że nie chciała się bawić... Nie mam jej tego za złe, o nie, tylko... po prostu jej charakter potrafi być irytujący. A może to ja jestem ta irytująca, zła i... i właśnie niepotrzebna? Tak, to na pewno to drugie. Niestety, nie odziedziczyłam charakteru i "ważności" po moim ojcu.
Wracając: usiadłam sobie przed wyjściem i patrzyłam na wschodzące słońce. Ciepłe i delikatne, świecące bladym światłem promienie Złotej Kuli przedzierające się przez korony drzew, delikatnie oświetlały moją twarz. Westchnęłam głośno.
A gdybym tak... po prostu... Odeszła? Czy by to zaszkodziło? A może pomogło w jakiś sposób? Nie wiem. Naprawdę, nie wiem.
Po jakiejś chwili wyczułam na sobie zaskoczony wzrok Jason'a. Odwróciłam się w jego stronę, a on zlustrował mnie wzrokiem od czubka nosa, po końcówkę ogona.
- Co tu robisz? Jest tak wcześnie... gdzie twoje rodzeństwo? - zadał mi dwa pytania.
- ... - westchnęłam głośno. - Dziadku... A mogę ja cię o coś spytać?
- Zamieniam się w słuch. - rzekł niepewnie, siadając przede mną.
- Czy... czy ja zawsze muszę być z rodzeństwem? No tak... przecież tylko od tego jestem...
- Ale... - basior chciał mi przerwać, jednak nie pozwoliłam mu na to.
- ... przecież kiedyś nie będą mnie juz potrzebować. Znajdą partnerów, założą rodzinę. A mnie wyrzucą w kąt, jak zwykłego śmiecia. Do niczego się im nie przydam i... - tym razem jednak wilkowi udało się wtrącić.
- Dość. - powiedział powoli surowym i ostrym tonem, jakiego jeszcze w życiu nie słyszałam i który sprawił, że położyłam uszy po sobie. - Nie masz prawa tak mówić.
- Nawet, jeśli to prawda? - zmrużyłam oczy i wyprostowałam się. Nie zamierzałam dać za wygraną, nie zamierzałam dać wilkowi tej satysfakcji, o nie.
- Skończ, Esmé. Przeci-
- Halo, co tu się dzieje? - do pomieszczenia wszedł mój brat, lekko chwiejnym krokiem, zaspany.
- Nic. - warknęłam krótko i wyszłam z jaskini ruszając przed siebie.
Weszłam do jakiegoś lasu i po chwili znalazłam strumyczek. Napiłam się z niego, po czym usłyszałam szelest za sobą. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam pysk Alfy, który po chwili podszedł do mnie i również napił się wody. Zaczęłam przyglądać się majestatycznemu wilkowi, po czym on przeniósł i skupił na mnie wzrok.
- Co tutaj robisz, Esmé? Wiesz, że przebywanie samej w takim wieku to.. niezbyt... bezpieczne? - wydobył z siebie.
- Tak wiem, ale... Eh, nieważne. - mruknęłam i rzuciłam się ciężko na ziemię, wpatrując się w płynącą wodę.
< Savior? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!