Od paru miesięcy dochodziły mnie słuchy, że Saira urodziła wspaniałą córeczkę, a od swojej siostry, która co jakiś czas do niej przychodziła, a niemal codziennie obserwowała jej jaskinię starannie ukryta w pewnej odległości, dowiedziałem się również, że mała została przez nią ochrzczona imieniem Thistle, a kimś w rodzaju przybranego ojca stał się dla niej Clive. Jeśli miałbym być z sobą do końca szczery, musiałbym przyznać się, że jestem z tego faktu więcej niż bardzo zadowolony, gdyż dzięki temu sam nie musiałem się jak do tej pory tam pokazywać. W dodatku podświadomie czułem, że oboje ciągną do siebie, chociaż każde w inny sposób i byłem zdumiony, że jeszcze nie zostali parą. Postanowiłem się jednak w to nie wtrącać. W końcu to ich własna sprawa, a ja mógłbym tylko wszystko zepsuć.
Z tych rozmyślań wyrwało mnie ledwie słyszalne skrzypienie śniegu przed moją grotą, a chwilę potem do środka weszła rozpromieniona Sea.
- Żałuj, że nie odważyłeś się jeszcze poznać swojej wnuczki! - rzuciła od progu z iskierkami w oczach. - Jest taka zdolna i waleczna, zupełnie jak Ty!
- Nie próbuj mi tu tylko stosować na mnie swoich sztuczek psychologicznych! - odparłem, starając się przed nią ukryć swe prawdziwe emocje.
Niestety, szybko okazało się, że wadera zbyt dobrze mnie zna, aby dać się na to nabrać i dobrze wie, że jest już bardzo bliski ustąpienia jej, więc kontynuowała:
- A żebyś widział jak sprawnie posługuje się szablą! Dosłownie jakby urodziła się z nim w łapie! Nie powiesz mi chyba, że to też Cię nie interesuje?
- Zgoda, wygrałaś. Pójdę tam nawet teraz z Tobą. - westchnąłem ciężko. - Zadowolona?
- I to jak! - wykrzyknęła, zarzucając mi z radości łapy na szyję.
<Clive? Coś wymyśliłam, ale łatwo nie było.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!