Umilkłam zastanawiając się nad odpowiedzią. Z jednej strony wolałam nie mieszać się ponownie w te sprawy, ale z drugiej odmiana może by dobrze zrobiła? Chociaż teraz chciałam być skupiona na małej Dream. Nie zamierzałam działać pochopnie, jak dawniej. Praktycznie teraz, cały czas patrzyłam na różne decyzje pod wieloma kątami, żeby jak najmniej dać się zaskoczyć. W końcu się odezwałam.
- Myślę, że jak znajdę opiekę dla Blue to się skuszę.
- Rozumiem. W razie czego, czekam na więcej informacji. A teraz chyba będę musiał wracać.
- Nie ma problemu. Do zobaczenia.
Kiedy wyszedł jeszcze machając łapą w progu jaskini, przymknęłam oczy, by wolno je otworzyć. Coś ukrywał, wyczuwałam, że chciał o coś zapytać. ale jednak tego nie zrobił. Kto wie, może wkrótce wyjaśni co go trapiło.
Wkrótce mała niebieska istotka wróciła z lekkim uśmiechem na swoim uroczym pyszczku. Radośnie wyznała, że coraz lepiej jej szło przy porozumiewaniu się, małymi krokami pokonywała swą nieśmiałość. Pogłaskałam ją po głowie.
- A jak tam, bawisz się z innymi?
- Mhm! To znaczy, dziś zaprosili mnie na przyszłe popołudnie zabaw pod okiem państwa Bet. Jeszcze nie ustalili pewnej daty, ale raczej będzie to gdzieś w przyszłym tygodniu. Będę mogła iść?
- Oczywiście - zgodziłam się. - Tylko teraz musimy wiedzieć, kiedy będziecie harcować.
- Mamy dostać odpowiedź jutro - dodała.
- To dobrze, teraz śmigaj zjeść zająca - uśmiechnęłam się, a Blue pognała jeść. Chociaż zastrzegłam jej, żeby jak najmniej podchodziła do mnie przez chorobę, sporadycznie przychodziła na przykład, żeby się przytulić. Nie mogła zachorować, mała nie zamierzała tak łatwo się poddać chorobie podczas trwania szkolenia.
Następnego dnia Blue Dream poinformowała mnie, że zabawy będą za 5 dni. Ponieważ czułam się lepiej, wybrałam się do Makki. Kiedy dotarłam pod jej jaskinię, zauważyłam jej zaskoczenie na mój widok, ale zaraz się przywitałyśmy. Musiałam się jej zapytać, czy po tych grach szczeniaków, mogłaby mieć na oku Dream na wypadek, gdybym wróciła później. Wadera ku mojej radości zgodziła się i nie wnikała czemu ją oto proszę. Byłam jej za to wdzięczna. Zaraz potem, poszłam spokojnym krokiem do Milo, dając mu znać o wolnej chwili na to spotkanie. Kiwnął zadowolony głową i zaraz znikłam, bo miał pacjenta.
Nastał ten dzień. Zdrowie wróciło mi całkiem, wygrzewanie przyniosło oczekiwany skutek. Godzinę przed puszczeniem małej, zjadłyśmy dwa spore zające, przy czym powiedziałam jej o moim możliwym spóźnieniu. Nie przejęła się tym, widać bardzo przeżywała to popołudnie z innymi szczeniakami. O umówionym czasie odprowadziłam ją do innych i się pożegnałam. Z Milo miałam się spotkać w połowie drogi do naszych jaskiń, ale z daleka mogłam jeszcze zobaczyć, jak grupa młodych wilczków wesoło sobie hasała, nawet z tej odległości słyszałam ich śmiechy. Uśmiechnęłam się pod nosem i wówczas zjawił się basior. Wymieniliśmy się pozdrowieniami i uśmiechami.
- To, co robimy, gdzie idziemy? - Zapytałam się zaciekawiona, jak tylko ruszyliśmy.
- Tajemnica - odparł zadowolony. Rozbawiona przewróciłam oczyma.
<Milo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!