Sealiah — ciotka Sairy, odwiedzała nas co jakiś czas. Tym razem przyszła wraz z Samsawell'em, co było wielkim zaskoczeniem zarówna dla mojej przyjaciółki, jak i dla mnie. Kiedy biała wadera zobaczyła ojca po raz pierwszy od dłuższego czasu, rzuciła mu się na szyję. Nie krzyczała na niego ani nie zrobiła wyrzutów.
— Tak się cieszę, że cię widzę ojcze — wyszeptała na tyle głośno, abym wraz z Sealiah mogliśmy ją usłyszeć.
Uśmiechnąłem się delikatnie, spoglądając z wdziecznością na ciocię Sai, która odwzajemniła mój gest. Nie trudno było się domyślić, że to dzięki jej wpływowi odwiedził nas Well. Jedynie siostra potrafiła do tego doprowadzić.
Samsawell nic nie odpowiedział, a za to wtulił się mocno w córkę. Głaszcząc ją wolno po głowie, gdy się rozpłakała. Cały żal i smutek wylewały się z niej hektolitrami. Na obliczu samotnego ojca można było dostrzec coś w rodzaju bólu, ale również niepewności. Wciąż bał się mieszać w problemy Sairy.
— Chcesz ją zobaczyć? — zapytała Sai, spoglądając ostrożnie na Well'a.
Basior nieprzekonany do propozycji, niezbyt chętnie skinął głową.
Moja przyjaciółka zawołała Thistle z jaskini, a gdy ta opuściła grotę, posłała nieznanemu dziadkowi przepełnione lękiem spojrzenie. Spięty wilk, zlustrował wnuczkę, jakby oceniając ją czy na pewno nie była jakimś potworem.
— Thistle to Samsawell, twój dziadek — wtrąciła się Sealiah. — Well, to Thistle.
Przedstawienie ich sobie wzajemnie trochę pomogła, a napięcie nieznacznie opadło. Może i nie było to najlepsze i najdłuższe spotkanie, ale ważne, że jakieś było. Na pierwszy rzut było widać, że ciemny basior podchodził do wnuczki z ogromną rezerwą.
— Cieszę się, że mogłam wreszcie go zobaczyć — przemówiła cicho Saira, gdy zostaliśmy sami, a Thistle poszła spać do sąsiedniego pomieszczenia i było słychać jej pochrapywanie. — Ale nie jestem pewna czy będzie chciał tu przyjść ponownie. Spodziewałam się, że to spotkanie coś zmieni, jednak myliłam się — dodała ze smutkiem.
— Hej — mruknąłem cicho, podnosząc do góry jej podbródek i tym samym kierując jej spojrzenie na moje. — Nie martw się, za jakiś czas powinno być dobrze. Daj mu czas.
Saira cicho westchnęła, przymykając na chwilę oczy, po chwili spuszczając wzrok.
— Może masz rację, ale boli mnie to. Nie mogłam liczyć na własnego ojca w chwili, której potrzebowałam go najbardziej — wyszeptała. — Ale za to byłeś ty. — Podniosła na mnie swoje lodowe oczy.
Przyjaciółka przebiegła uważnie spojrzeniem po mojej twarzy, jakby starając się czegoś w niej doszukać. Niespodziewanie położyła mi łapę na policzku. Biło od niej przyjemne ciepło.
— I naprawdę jestem ci za to wdzięczna. Dziękuje ci. — Uśmiechnęła się, zabierając łapę.
— Wiesz, że nie musisz mi dziękować, prawda? — wymamrotałem, spoglądaj to na jej usta, to na oczy.
Zbliżyła do mnie swoją twarz.
— Wiem — odparła, a jej oddech owiał mój policzek.
W napięciu wyczekiwałem tego co dalej nastąpi.
< Sai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!