sobota, 2 września 2017

Od Clive'a - C.D. Sairy "Śnieżka"


Od kiedy na świat przyszła Thistle, utwierdziłem się w przekonaniu, że chciałbym w niedalekiej przyszłości zostać partnerem Sairy. Z dnia na dzień moje uczucia względem niej się pogłębiały, ale, póki co, działało to w jednym kierunku. Serce wilczycy od zawsze trudno było zdobyć, a było to wręcz niemożliwe odkąd Mortimer wyrządził jej krzywdę. Nie naciskałem na nią i nie zamierzałem, postanowiłem pozwolić, aby z pomocą czasu zaczęła się do mnie przekonywać. W dodatku jej oczkiem w głowie została jej córka, która swoją drogą podbiła szybko i moje serce. 
— Thistle dorasta tak szybko — powiedziała z przejęciem któregoś wieczoru Saira. 
— Owszem. — Spojrzałem na dziecko wilczycy. 
Nie urodziło się ono potworem tak jak sądzili niektórzy. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem te szczenię, od razu poczułem do niej niewyjaśniony przypływ miłość i chęć zostania, jakby, jej tatą. 
— Szkoda, że mój ojciec nie chce tego zobaczyć — wyznała smutnym tonem.
Odkąd z nią zamieszkałem, zdawała mnie się obdarzać coraz większym zaufaniem, aż wreszcie zaczęła się ze mną dzielić swoimi uczuciami, a nie raz i zmartwieniami. Niekiedy ja również dzieliłem się z nią swoimi obawami. Z wolna jej stan zaczynał się poprawiać i ponownie wracała do żywych dawna Saira.
Nie odpowiedziałem nic, nie musiałem, bo ona doskonale zdawała sobie sprawę, że jestem w stanie jej współczuć. Kolejnym przełomem w naszej relacji był fakt, że naprawdę się o nią martwiłem. Przejawy egoizmu skutecznie utwierdziły mnie w przekonaniu, że ciężko mi dbać o inne wilki bardziej niż siebie.
Wstałem i podszedłem do niej. Usiadłem obok niej, bliżej niż wcześniej, tak, że stykaliśmy się barkami. Wieczory w Luminosum Iter były chłodne, a ostatnio odporność Sairy bardzo się pogorszyła poprzez ciążę. Wolałem, żeby się nie pochorowała.
— Piękny wieczór — stwierdziłem, spoglądając w niebo.
Wilczyca odrywając się od myśli, powędrowała za moim wzrokiem. Na niebie migotało wesoło kilka gwiazd. Nie znałem się na astronomii, ale z pewnością w gwiazdach było coś magicznego, wydawały się być takie nieosiągalne. Zupełnie jak Saira.
— To prawda — westchnęła z zachwytem.
Wydawało mi się nawet, że przez ułamek sekundy się uśmiechnęła, ale kiedy spojrzała na mnie, w jej oczach dostrzegłem ten wieczny smutek, którego chciałem się bardzo pozbyć. 
— Co? — zapytałem, gdy wpatrywała się we mnie dłuższą chwilę.
Nie powiedziała nic, ale za to pokręciła lekko głową, zwracając spojrzenie na bawiącą się nieopodal Thistle. Mała była, no cóż, taka jak Saira zza młodu — żywiołowa i skoro do psot, jak to każdy szczeniak.
— Może ci jeszcze tego nie mówiłem, ale posiadasz wspaniałą córkę.
Moje słowa ją poruszyły. Nie powiedziała tego wprost, ale widziałem to po niej. Myślami wróciłem do jej wyznania. Chciała, żeby jej ojciec przy niej był... Postanowiłem, że w niedługim czasie złożę wizytę Samsawell'owi. Musiałem z nim poważnie porozmawiać, ale nie byłem pewien, że mnie wysłucha i czy w ogóle będzie chciał ze mną takową rozmowę przeprowadzić. Od pewnego czasu unikał wszystkich i wszystkiego. 

< Samsawell? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!