wtorek, 19 września 2017

Od Ivy - C.D. Sam'a "Wytrwały cel"


Przemierzaliśmy tereny rozmawiając na różne tematy, i zdecydowanie oddalając się od granicy z klanem morderców. Osobiście wolałabym przyspieszyć, tylko i wyłącznie z jednego powodu. Im krócej byliśmy odwróceni plecami do obszaru, z którego mógł nadejść atak tym lepsza była nasza sytuacja. W każdym razie, nie mogłam narzucić wyższego tempa. Szczeniak, bo nie ukrywajmy, Sam wciąż nim, był musiałby dosłownie za mną biec. Dlatego też starałam się utrzymać konwersację, a jednocześnie obserwować otoczenie. Jeśli ktokolwiek szedłby za nami mógłby popełnić drobny błąd, ułatwiając mi przy tym jego lokalizację. Mimo iż umysł miałam rozerwany pomiędzy stałą czujnością, a dialogiem z młodym samcem alfa starałam się prowadzić konwersację w miarę normalnie. 
- Sam, na prawdę uważam, że musiał dostrzec w was coś wyjątkowego. Gdyby tego nie widział, to zapewne zastosowałby inne rozwiązanie. - Wyjaśniłam pokrótce.
- Mhm, czyli masz na myśli...? 
- Wilk, którego prosisz o pozostanie twoim mistrzem zawsze może odmówić. Nie sądzisz, że wygodniej byłoby mu wziąć pod swoje skrzydła lepsze szczenię i zająć się tylko i wyłącznie szlifowaniem jego talentów?
- Jeśli tak na to spojrzeć, mówisz tak jakbyś sama kogoś uczyła. - Zauważył trafnie. 
- Bo uczę, moją podopieczną jest córka twojego mistrza. Przerobiłam już z nią trochę materiału, jednak wciąż sporo nam zostało. 
Stwierdziłam oglądając się za siebie. Ciągle czułam na sobie czyjś wzrok, i z całą pewnością, nie były to ukradkiem spoglądające na mnie oczy młodzika. 
- Ivy, myślisz, że zdążymy wrócić w okolice mojej jaskini? - Zapytał lekko zmartwiony. 
- Oczywiście, niby dlaczego mielibyśmy nie... - Sama ucięłam własną wypowiedź spoglądając na niebo w odcieniu granatu i czerni rozciągające się nad terenami Fortis Corde - poprawka, nie zdążymy. Co więcej, jeśli się nie pospieszymy to nawet do mojej jaskini dotrzemy przemoczeni. 
- Do twojej jaskini? - Zapytał zdziwiony. 
- Tam przeczekamy deszcz, a teraz chodź.
Nie mogłam powiedzieć mu, że kogoś zauważyłam, jeszcze nie teraz. 
Przyśpieszyliśmy kroku, jednak pierwsze krople deszczu złapały nas chwilę przed punktem docelowym. Mogę rzecz, że prawie wepchnęłam Sam'a do środka czując się coraz bardziej osaczona, przez... pojedynczą jednostkę. Zarówno jak jak i szczenię strząchnęliśmy z siebie drobinki wody, a jesienna bryza spokojnie opadła na glebę. Pomijam fakt, że Vox podbiegł do nas z ogromnym zainteresowaniem, i chyba od razu złapał dobry kontakt z Sam'em. Jedyną rzeczą, która mnie interesowała był Parasyte, chwyciłam go i usadowiłam się bliżej wyjścia z jaskini. 
- Em, Ivy... - Zaczął Sam, jednak nie pozwoliłam mu dokończyć. 
- Podejdź tu. - Mówiłam tonem spokojnym i pewnym siebie. Nie chciałam aby wpadł w niepotrzebną panikę. Samiec zgodnie z moim oczekiwaniem wykonał polecenie bez większego namysłu. - Tam - zaczęłam wskazując palcem drugą stronę jeziora, aktualnie wzburzonego od setek kropelek uderzających w jego powierzchnię.
Oczy Sam'a lekko się wytężyły, usta delikatnie rozwarły,a z głębi gardła dało się usłyszeć głos świadczący o zdziwieniu młodzika. 
- Czy to... Wilk z Cecidisti Stellae? - Zapytał, a ja potwierdziłam jego słowa lekkim skinięciem. 
- Co więcej, nie jest głupi. Są osobniki, które atakują za każdym razem, a ich pewność siebie często gubi samych oprawców. Myślę, że ów basior, co do płci nie mam wątpliwości, zdaje sobie sprawę z naszych hierarchii. Doskonale wie jak potoczyłyby się sprawy. 
- Czyli? - Wilk domagał się odpowiedzi. 
Zaśmiałam się cicho. 
- Wie, że ty byś przeżył. Co do samej siebie... nie mogę być pewna. Ale jego ofiarą nie padłby nikt istotny. Dodatkowo przy odpowiednim przepływie informacji za kilka chwil drogę odciąłby mu cały klan. 
Coraz mocniej zaciskałam łapę na rękojeści maczugi, którą posługiwałam, się w boju. Po części chciałam tam wyjść, udowodnić, że jestem warta własnego stanowiska. Z drugiej strony... bałam się. Wilki obecne za granicami naszej małej społeczności są bezwzględne, nie znamy ich zapędów... Odpędzając wszelkie negatywne myśli wstałam ujmując oręż i rzucając ciepłe spojrzenie mojemu towarzyszowi wędrówki. 
- Ivy, ty chyba nie chcesz. - Zaczął. 
- Obowiązki Sam, to tylko obowiązki. - Wyszeptałam, podczas gdy mój pysk już połowicznie znajdował się poza jaskinią. 
- Nie, nie możesz! - Krzyknął, coś jakby nagle w jego małym umyśle zrodziło się przerażenie. 
- Nie będę się wdawać w bezpodstawną dyskusję Sam. 
- Jako wilk z ranga alfy nakazuję ci wrócić do środka. - Powiedział pewnym siebie głosem. 
Trzeba było mu przyznać jedną rzecz, umiał szybko myśleć. Trochę za szybko... gdzieś w głębi przeklinałam się za "lojalność", którą to postawiłam sobie za główny cel. W każdym razie, wróciłam. Ponownie usiadałam obok Sam'a zastanawiając się dlaczego mnie zawrócił, czy kierowała nim jakaś istotna myśl... Siedziałam i zastanawiałam się nad tym jak mogły potoczyć się zdarzenia, gdyby młody samiec nie zastosował swojego argumentu. Spędziliśmy w tym wejściu trochę ponad godzinę, samotnik z klanu Fallen'a odszedł, natomiast jesienny deszcz zrobił sobie przerwę pozostawiając pluchę i przygnębiający nastrój. 

<Sam, brak weny :_: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!