niedziela, 29 listopada 2015

Od Patton'a - C.D. Silence'a ''Przedsionek piekła''


Oczy zaświeciły się pełnym energii i zapału blaskiem, kiedy tylko łapa Silence'a zaczęła wywierać nacisk na czerwony przycisk, który po wciśnięciu zaświecił lekko, a wrota otworzyły się, wydając przy tym szurający i ciężki dźwięk. Duch eksploratora jeszcze nigdy nie dawał mi się tak we znaki. Czułem, że znajdziemy tu wiele rzeczy i doświadczymy jeszcze niejednej przygody. Naszym oczom ukazało się ciemne pomieszczenie. Posadzka była typową czarno-białą szachownicą, a sam pokój nie był za duży. Ciągnęły się od niego dwa skrzydła, o wiele rozleglejsze, pokryte tymi samymi kafelkami.
 - Powinniśmy się rozdzielić. - Zaproponował Silence, przekraczając drzwi jako pierwszy.
 - Najpierw znajdźmy światło. - Odparłem i zacząłem dotykać ściany w poszukiwaniu włącznika, którym okazała się duża dźwignia. Lampy rozbłysnęły i przyprawiły moje oczy o błędne ogniki. Kilka z nich gasło i zapalało się w ciągu kilku sekund nawet po pięć razy. - Które skrzydło bierzesz?
 - Lewe. - Odpowiedział. - Ty weź prawe.
 - Zgoda. - Rzekłem zadowolony. - Jakby cokolwiek się działo, mamy telepatię, teleportację i super szybkość. Co może pójść nie tak?
 - Wszystko. - Odparł Silence. Jego umysł realisty nigdy nie zmieniał toku myślenia.
 - Bez przesady, co najwyżej zginiemy. - Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem z wolna w swoją stronę. - Do usłyszenia.
 - Masz rację, śmierć nam niestraszna. - Rzekł mój towarzysz i ruszył o wiele szybszym marszem w swoją stronę. Mnie nigdzie się nie spieszyło. Korytarz przypominał mi jedną z chat, w której przyszło biesiadować ludowi Fireblood'ów za moich czwartych urodzin. To była nasza ostatnia biesiada, potem wyniosłem się na dobre, by wieść życie demona z krwi i kości, a nie jedynie z nazwy. Pomieszczenie było puste i bardzo długie, jednak z głębi było słychać bardzo wyraźny dźwięk jakiegoś mechanizmu. Modliłem się w duchu, aby nie był to jeden z tych robotów - nie miałem ochoty spotykać żadnego z nich, szczególnie w samotności. Dźwięk był regularny, a mechanizm był zbudowany na zasadzie wahadła, które przechodząc przez położenie równowagi wydobywało z siebie mechaniczny zgrzyt starości i prymitywności. Wreszcie ujrzałem źródło dźwięku: skrzynia, z której wystawała ręka, kołysząca się zupełnie jak wahadło w zegarze. Kiedyś już miałem do czynienia z tą pułapką: wystarczy dotknąć ręki, aby złapać się w myśliwskie sidła. Do dziś nie rozumiem, jak działał ten mechanizm, ale wiedziałem tylko jedno: prawdopodobnie był to zabytek z końca XX wieku. Poszedłem dalej i kilka metrów później natknąłem się na pierwszą kałużę kwasu. Obecność robota dawała o sobie znać, z kwasu parowało ciepło, a kałuża była jeszcze dość zwarta, nie rozlała się po całej podłodze. Oznaczało to jednak, że ma prawdopodobnie przebity zbiornik, ponieważ ślady ciągnęły się jeszcze długo, potem robot prawdopodobnie uruchomił funkcję czyszczenia i zacierał za sobą ślady. Więc wie o tym, że przecieka mu zbiornik na broń i stał długo w jednym miejscu. Tylko co to może znaczyć? Zagłębiłem się w myślach na tyle, że nie zauważyłem kolejnej pułapki. Kafelka wsunęła się pod podłogę, a ja tracąc grunt pod łapami, wylądowałem na niższym poziomie, w ciemnym pomieszczeniu. Patrzyłem ze zrezygnowaniem i zdenerwowaniem na sufit, gdzie uśmiechała się do mnie dziura, przez którą wpadłem. Dawała jedyne źródło światła i pozwoliła odnaleźć generator, który uruchomiłem. Spojrzałem przed siebie i zauważyłem dwa korytarze. Westchnąłem ciężko i ruszyłem w ich stronę. Musiałem dostać się na górę.

< Silence? Co ty przez ten czas robiłeś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!