wtorek, 10 listopada 2015

Od Decron'a - Szkolenie

- No jasne! - usłyszałem krzyk szczenięcia.
- Zatem spróbuj zrobić na mnie dobre wrażenie. - odparłem i usiadłem przyglądając się Lenie. Szczenię robiło kilka ciosów do niewidzialnego przeciwnika. W końcu położyłem łapę na grzbiecie Leny tym samym nakazując, by przestała. Popatrzyła na mnie. - Nie jest źle. Myślę, że teraz możesz się zmierzyć ze mną. - rzekłem.
- Hm... no dobrze. - brzmiała nieśmiała odpowiedź. Po chwili podopieczna uderzyła w moją łapę. Ja zaatakowałem ją od lewego boku, ale ledwie ją uderzyłem, wcale nie mocno, zaczęła piszczeć. Przerwałem trening.
- Bądź bardziej wytrzymała, jeśli chcesz się u mnie uczyć. - odparłem patrząc na szczeniaka. Czemu szkolenie szczeniąt wymaga aż takiego poświęcenia? Ale skoro się zgodziłem... Zacząłem pisać na kartce: 

"Droga Crystal!
Lena nie jest zbyt wytrzymała, musi lepiej odbierać ataki. Dzisiaj zostaje ze mną, myślę, że nie powinna sprawiać kłopotu, a legowisko dla niej jest już przyszykowane. Do zobaczenia, jutro przyprowadzę ją do twojej jaskini."

Dałem Szponowi w paszczę, a on poleciał do jaskini Crystal. Po chwili wrócił, więc wiedziałem, że Crystal otrzymała wiadomość. Pomogłem wstać uczącej się u mnie.
- Zostajesz u mnie na noc. Twoje legowisko jest już przyszykowane, kolację przyniosę ci po godzinie ósmej, więc spodziewaj się mnie. Twój pokój jest tam, a kiedy ci będzie zimno, najciszej jak potrafisz przyjdź do mnie w nocy, a ja coś poradzę. Teraz chodź, zaczniesz się uczyć latać. - powiedziałem i wyszedłem na dwór. Lena poczłapała za mną. - Robisz tak. - powiedziałem rozkładając skrzydła. -I zaczynasz nimi mocno machać, jednak nie szybko. O, tak... I teraz, wyobraź sobie, że lecisz na przód.
- Hm... dobrze. - mała wadera wykonała moje polecenia i poleciała chwilę, po czym upadła na ziemię.
- Tak samo jest, kiedy chcesz lecieć wyżej, lub niżej. - wyjaśniłem siadając obok szczeniaka. To podniosło się z ziemi i wtuliło się w moją sierść. 
- Jestem głodna. - powiedziała. Wiedziałem, że musi wypić mleko... Niczym innym nie może się pożywić.  Pobiegłem szukać dzikiej krowy, a szczenię za mną. Po dłuższym czasie tropienia znalazłem jedną krasulę. Powiedziałem Lenie, by podeszła spokojnie do krowy i zaczęła pić mleko z wymiona. Ta właśnie tak zrobiła, a kiedy krowa na nią popatrzyła, zaczęła przeraźliwie muczeć. Odciągnąłem szczenię w ostatnim momencie. Włożyłem szczenię do torby, a to zaczęło piszczeć. 
- Leno... proszę, przestań piszczeć! Uszy pękają! - nakazałem, a Lena ucichła. Dotarliśmy do jaskini, a tam zastałem karteczkę, na której było napisane:

"Decronie, wyszłam do znajomej, może nie być mnie całą noc. Wrócę jutro rano, buziaki, Cassydy."

Wyciągnąłem podopieczną z torby i zaniosłem ją w zębach do jej pokoju. 
- Delikatniej... - warknęła, kiedy ją postawiłem na ziemi.
- A co? Nie nauczyłaś się jeszcze, że czasami coś cię zaboli? Litości... - odwarknąłem wychodząc. Nie zdążyłem mrugnąć okiem, już zrobił się wieczór. Była dokładnie dziewiętnasta trzydzieści pięć. - Umyj się i połóż się już. - rzekłem do szczenięcia.
- Już? - spytała zaskoczona, ale poszła się umyć i wróciła do swojego pokoju. Ja zobaczyłem, czy mam jeszcze mleko. Oczywiście, że tam było. Zaniosłem je ciepłe Lenie, a ona je wypiła.
- Dobranoc... - szepnęła.
- Dobranoc. - odpowiedziałem i poszedłem do kuchni. Tam znalazłem dynię. Zacząłem wygrzebywać jej środek, a później wyciąłem twarz i oczy. Do środka włożyłem trzy świeczki i cicho przyszedłem do pokoju Leny. Położyłem dynię w rogu, gdyż pokój był mały, a ja bałem się, że Lena przez sen się oparzy. Skoczyłem jeszcze po zapałki i podpaliłem świeczki. Dynia zaczęła dawać przyjemne światło i ciepło. Wykończony ruszyłem w stronę swojego pokoju, a tam zasnąłem wycieńczony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!