UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WULGARYZMY! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Nocną ciszę w jednej sekundzie przerwały głośne okrzyki kobiet i piski dzieci. Gówniarz padł na biały puch brocząc juchą z wielkiej wyrwy, w której miejscu prawdopodobnie kiedyś była krtań. W idealnym momencie zrzuciliśmy kamuflaż przyciskając do muru opiekunkę i grupę młodych. Chaos panujący w centrum miasta spowodował dość łatwe pozyskanie pierwszych ofiar. Walczyłem u boku Yen'a i Jeffrey'a. Oba wilki władały żywiołem ognia, a ich psychikę można było określić słowem "pierdolnięta". Bawili się podpalając włosy, kurtki, dachy... cała zabawa jednak się skończyła, gdy jeden mężczyzna podbiegł do nas wyprowadzając celne kopnięcie w klatkę piersiową Yen'a. Cichy skowyt rozszedł się po całej osadzie, nie mogliśmy opanować furii. Rzuciliśmy się na dorosłego faceta, rozerwaliśmy mu wszystkie ubrania raniąc przy tym jego delikatną skórę. Gdy człowiek leżał z ogołoconym brzuchem, zaczęliśmy się w niego wgryzać. Po kilku sekundach zarzuciliśmy jego twarz jelitami, żołądkiem i nerkami wyrwanymi z ciepłego wnętrza. Bez zbędnego ociągania się ruszyliśmy do pierwszego lepszego domu.
- Ja wejdę od drugiej strony, ty i Jeffrey wyważcie drzwi i wparujcie do środka, nie czekajcie. - Yen wydał szybki rozkaz. Bez wahania go wykonaliśmy, Jeffrey przykleił do drzwi kulę ognia, która po pewnym czasie wybuchała, a ja powlokłem ją lodem tak, aby cały wybuch skierowany była na wejściowe drzwi. Do tego momentu szło gładko, koszmar zaczął się w chwili wysadzenia wejścia. W ułamku sekundy drzazgi zaczęły się mieszać z czymś ciemno różowym, nieznana ciecz rozlała się na moim pysku, jednak jej zapach był znany aż za dobrze. Skierowałem wzrok w drugą stronę i żałuję tego do dzisiejszego dnia, z dumnego łba basiora pozostała jedynie dolna szczęka z kawałkami mięsa w środku oraz mózgiem rozpryskanym na ścianach obok oraz rozlanym po całym grzbiecie. Jucha zebrana w gardle spokojnie bulgotała pod wpływem wydychania ostatniego oddechu. Stan szoku bardzo szybko przerwał szczęk przeładowywanego karabinu snajperskiego. Człowiek go dzierżący leżał na podłodze obracając lufę w moją stronę. Szybko spowolniłem czas i odskoczyłem na bok unikając pocisku, dotarłem do oprawcy i zacząłem wypruwać jego wnętrzności. Nagle usłyszałem za sobą cichy szloch. Instynktownie przesunąłem się na bok, a huk wystrzału prawie rozdarł moje bębenki uszne. Kula wylądowała w czaszce mordercy, a kobieta odpowiedzialna za strzał wciąż stała za mną szlochając i szepcząc jakieś nieznane mi słowa. Powoli ze stoickim spokojem sięgnąłem po snajperkę, która swoją drogą wciąż była uwalona brunatną mazią. Stanąłem na dwie łapy, opierając narzędzie mordu na barku... była przeładowana i wymierzona idealnie w głowę panienki. Szybkim ruchem powaliłem ją na ziemię, rozwarłem jej szczeki i umieściłem w niej lufę karabinu. Ofiara pewna swojego losu złożyła ręce na amen i poczęła się modlić wciąż płacząc.
- *Nie wiesz, że z pełną gębą się nie gada?! Nie ważne ilu stracimy, wyrżniemy was co do jednego, to jest nasza ziemia!* - Wiadomość telepatyczna rozbrzmiała w głowie kobiety w jedynym języku jaki mogła zrozumieć. Jej dotąd zaciśnięte oczy nagle rozwarły powieki ukazując maleńkie źrenice. "Czym ty jesteś?!" - te słowa aż biły z tych przerażonych ślepi. - Jestem Ciszą... - powiedziałem sam do siebie pociągając za spust i delektując się widokiem oraz dźwiękiem. Delikatna, różowawa paćka rozprysła się na panelach podłogowych, a czerwony płyn dosłownie tryskał na dwa metry, robiąc małą fontannę. Chwilę upojenia szybko przerwał głośny skowyt dochodzący z drugiej strony domu, wyskoczyłem przez okno, a moim oczom ukazał się Yen nabity na rzeźnicki hak ze strzelbą przyłożoną do gardła. Tępy odgłos wypalanego pocisku i zapach płonącej strzechy szybko dotarł do moich uszu oraz nosa.
- Ty śmieciu... Ty psie! Ty zajebana kurwo bez pierdolonego honoru! Jak śmiałeś... jak ty pierdolony skurwysynu śmiałeś to zrobić?!
Wrzask sam pchał się do gardła, jednak człowiek nic z tego nie zrozumiał... do jego uszu, które śmiał tak nazywać docierało jedynie warczenie, cóż... czasami czyny robią więcej niż słowa. Przeniosłem się za niego, wyrywając mu wcześniej wspomniany hak wbiłem go w bok po czym szarpnąłem otwierając wielką ranę trochę powyżej pasa. Pod wpływem bólu nędzna istota upuściła strzelbę, a ja nie myśląc wiele złapałem ją po czym powaliłem człowieka na kolana. Biały śmieć wciąż próbował zebrać jelita, które z niego wypadły. Przeszkodziłem mu w tym rozdrabniając jego czaszkę na tysiące kawałeczków za pomocą śrucin. Mimo iż bylem gotów wracać na ulice i kontynuować eksterminację, alfa zarządził odwrót. Bez namysłu zarzuciłem na siebie niewidzialność aby zmaksymalizować swoje szanse na przeżycie. Podczas ucieczki widziałem kilkadziesiąt ciał. Albo rozerwanych przez pociski, z odciętymi łbami lub wyprutymi flakami. Z grupy uderzeniowej liczącej setkę wilków wróciło dwanaście. Każdy z ocalałych był witany przez partnerkę, ja jednak nie miałem takiego szczęścia. Głos Witchi usłyszałem dopiero po powrocie do jaskini. Wytłumaczyła swoją nieobecność tym, że z niewiadomej przyczyny byłą przygotowana na najgorsze. Bez słowa poszedłem na swoje posłanie próbując okiełznać drgającą powiekę.
- Ilu was wróciło? - Zapytała Witchi. - Albo inaczej: czy ponieśliście jakieś straty, ilu ludzi wybiliście?
- Z setki wróciło nas dwunastu. - Po tych słowach oczy mojej partnerki zaczęły przypominać te, należące do kobiety, którą zastrzeliłem. - Sam zabiłem trójkę, nie wiem jakie są statystyki pozostałych ocalałych.
Wadera nic nie odpowiedziała, podeszła do mnie wtulając się w moją sierść. Momentalnie poczułem pod powiekami łzy, które usilnie wypychały się na policzki.
- Nie chcę tam wracać... nie chcę! - Zacząłem krzyczeć w panice odpychając się od Witchit .
- Sil, spokojnie. Już tam nie pójdziesz.
- My nie... ale oni do nas przyjdą! Przyjdą po nas! Będą chcieli dokończyć dzieło, które zaczęli. Błagam cię, odejdźmy póki jeszcze żyjemy! - Nie kontrolowałem tego, co mówiłem...
- Coś ty tam widział...? - Pytanie wadery nie miało na celu wyciągnięcia ze mnie odpowiedzi. Samica próbowała mnie opanować słowami, to jednak nie dawało żadnego efektu. Rezultat przyniósł dopiero cios w pysk. - Nigdzie się nie wybieramy Silence, ludzie nas nie znajdą, a ty musisz odpocząć. Połóż się spać, dziś będę spała obok ciebie.
Nie chciałem się sprzeczać, posłusznie położyłem się na posłaniu, po chwili czując ucisk na klatce piersiowej.
- Dobranoc. - Słodki, melodyjny głos zabrzmiał w moich uszach tłumiąc przy tym dźwięki wystrzałów, krzyki i skowyty, które przez całą noc grały w moich snach oraz w mym umyśle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!