środa, 11 listopada 2015

Od Silence'a - Przeszłość [Quest #1], cz. 1

Promienie słońca dotarły do moich delikatnych powiek powleczonych świeżą skórą. Szybko otworzyłem oczy z zachwytem patrząc się w cudowny krajobraz. Czułem na sobie ciepłe futro wadery, prawdopodobnie mojej rodzicielki, która zaledwie kilka dni temu dała mi życie. Byłem jednym z niewielu szczeniaków w watasze, która swoją drogą nie należała do największych. Tego roku co ja urodziło się pięć szczeniąt, pech chciał, że to właśnie ja byłem najmłodszym z nich. Nie pozwalali mi się ze sobą walczyć lub trenować, z powodu mojego wieku. Jednak moje życie wciąż przepełniała nadzieja, którą dawali mi rodzice mówiąc, że te wszystkie wilki po prostu widzą we mnie coś dziwnego, niesamowitego i inspirującego. Podobno dlatego ciągle żyłem w izolacji. Po prawie roku od moich narodzin na świat przyszedł kolejny miot, to właśnie w nim znalazłem mojego pierwszego przyjaciela. Jak co dzień wyszedłem na dwór pobiegać, moje jeszcze białe futro idealnie zlewało się z otoczeniem. W chwili gdy dotarłem na miejsce, gdzie zazwyczaj trenowałem, zobaczyłem małą, białą kulkę, siedzącą nad krawędzią klifu. Podszedłem do owego stworzenia, a po krótkiej wymianie zdań okazało się, że wilk ten znajduje się w identycznej sytuacji jak ja. Jednak pomimo iż był niesamowicie młody, nauczył mnie jednego: nie jest istotna ilość znajomych, a ich cechy. Jego słowa na zawsze wżarły mi się w pamięć: ''Można mieć setę znajomych, z czego dziewięćdziesięciu dziewięciu odwróci się od Ciebie przy pierwszej lepszej okazji. Ja wolę mieć jednego przyjaciela, który odwróci się od mojej osoby dopiero po śmierci. Nie ważne jaka będzie różnica zdań czy poglądów. Znajomych zawsze dobieraj pod jakość, nie ilość". Nie wiem co wtedy miałem we łbie, nie wiem dlaczego tamtego dnia nie poszedłem na trening... dlaczego zapytałem się za jakiego przyjaciela się uważa. Odpowiedział, że nie może tego ocenić, jednak poprosił mnie abym sam spróbował. Od tamtego dnia biała kulka, na którą zacząłem mówić Mirror trenowała ze mną każdego dnia. Podczas gdy inne szczeniaki beztrosko się bawiły, my dosłownie walczyliśmy. Wiele razy wróciłem z ranami na łapach lub grzbiecie, mimo to następnego dnia zawsze widywaliśmy się nad tym samym klifem. Po prawie roku walk, które za każdym razem przybierały inny obrót na naszych klatkach piersiowych i łapach zaczęły pojawiać się pierwsze widoczne mięśnie, wyrzeźbione długotrwałymi treningami. Akurat zbliżał się okres rozpoczynający naszą edukację, która trwała dość krótko z jednego powodu - każdy wilk wybierał sobie jeden kierunek i mógł mieć tylko jedno zajęcie oraz stanowisko, przez co nauka np. polowania wilka, który wybrał zawód żołnierza była prawie pomijana. Jednak jeszcze przed tym czasem koło naszej dwójki, a raczej bliżej Mirror'a zaczynały kręcić się wadery. Mogę śmiało powiedzieć, że zaczynała je pociągać jego tajemniczość, czasami nawet ja potrafiłem się przełamać i wygadać jakieś rzeczy, podczas gdy on pozostawał nieugięty. Nigdy jednak nie wsypaliśmy siebie nawzajem. Wracając do zaistniałej sytuacji, czasami nawet zdarzało mi się słyszeć jak samice "rywalizowały" o jego względy. Co ciekawe, ani ja, ani on nie byliśmy zainteresowani żadną z obecnych w watasze wilczyc. Wciąż trenowaliśmy poprawiając swoją formę, aby dostać się do wybranych szkół. Po raz pierwszy nasze drogi miały się rozejść właśnie w czasie szkolnictwa, ja wybrałem szkołę wojowników, zważywszy na mój podstawowy żywioł, jakim był lód i jego możliwości defensywne. Mirror poszedł do szkoły strategów, jego moce panowania nad czasem były bardzo przydatne w tej roli. Pominę początki nauk, ponieważ były one dość nudne, blisko połowy pierwszego semestru nasi nauczyciele postanowili zrobić nam test. Wojownicy mieli walczyć ze strategami, a magowie z łucznikami. Walczyliśmy w parach (jeden wilk z każdego kierunku). Smuciło mnie to, że nie trafiłem na mojego przyjaciela, ponieważ od czasu rozpoczęcia nauki nie mogliśmy już spotykać się na codziennych treningach. W całym turnieju przegrałem tylko jeden pojedynek, przez co skończyłem na drugim miejscu w mojej klasie, Mirror'owi poszło bardzo podobnie, przegrał dwa razy. Po zakończeniu pierwszego semestru mieliśmy miesiąc przerwy i właśnie na ten czas przypadł spory napływ nowych wilków, przez który wataha nieźle się powiększyła. Jedną z nowych wilków była wadera o kremowym kolorze futra i ogonie prawie jak z pawich piór. To właśnie w chwili jej spotkania pojawił się pierwszy zgrzyt w naszej długiej znajomości. Samica była piękna oraz inteligentna i zarówno ja, jak i mój przyjaciel walczyliśmy o jej względy, była w naszym wieku (miała wtedy prawie trzy lata), co również dość mocno uderzało w wadery, które interesowały się nami od jakiegoś czasu. Na początku stwierdziliśmy, że nie warto marnować przyjaźni dla jednej samicy i trochę odpuściliśmy... chęci powróciły jednak wraz z napotkaniem owej wilczycy na naszym polu treningowym. Szybka wymiana zdań dała nam o niej kilka cennych informacji: przybyła do nas z USA, jej żywiołem była woda, a przedstawiła się jako Witchita, ale poprosiła abyśmy w skrócie zwracali się do niej Witchi. Byliśmy zakochani, zarówno ja jak i on... każda chwila, którą Witchi spędzała z jednym z nas wywoływała złość tego drugiego. Przerwa w nauce dobiegła końca, a nasza przyjaciółka została przyjęta do szkoły tropicielek po zaliczeniu testów sprawnościowych. Drugi semestr był o wiele krótszy od pierwszego i kończył się egzaminem końcowym w zależności od rodzaju szkoły, w moim przypadku było to pokonanie walczącego już od roku wojownika, Witchi musiała wytropić wskazany rodzaj zwierzyny szybciej niż zawodowa tropicielka, a Mirror miał na celu ustawienie strategii posiadając do dyspozycji jedynie punkt strategiczny i mniejszą ilość wojsk. Po sukcesie jaki odniosła cała nasza trójka, wadera, w której byliśmy zakochani zaprosiła nas na piknik pod gwiazdami. Powiedziała, że wszystkim się zajmie, my mieliśmy tylko przyjść. Miejscem spotkania był dobrze nam znany klif, w chwili gdy zobaczyłem całą scenerię byłem zaszokowany. Koc z daniami leżał na środku małej polanki, dookoła której zostały porozwieszane lampiony. Klimatu dodawały malutkie świece rozłożone dookoła koca. Jednak nie to przykuło naszą uwagę, Witchi leżała na grzbiecie wpatrując się w niebo. Jej delikatna sierść dosłownie rozlała się na naturalnych źdźbłach, ciało wygięte w delikatny łuk ukazywało cudowną i smukłą sylwetkę wadery. Jej cudowne, fiołkowe oczy wpatrywały się w niebo usłane tysiącami białych punktów. Poczułem ucisk w żołądku, dreszcz przebiegł mi po plecach, a łapy prawie ugięły się pod ciężarem ciała. Z transu wyrwał mnie jedynie delikatny głosik.
- Spóźniliście się. Mieliście być dziesięć minut temu.
- Wybacz, to z mojej winy. - Szybko usprawiedliwił się Mirror. Wadera wstała po czym zaprosiła nas do posiłku. Usiadłem naprzeciwko niej odruchowo opuszczając wzrok i wbijając go w talerz z wciąż parującym króliczym mięsem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!