sobota, 21 listopada 2015

Od Death - Koniec wszystkiego, początek niczego, czyli jak tu dotarłam

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WULGARYZMY! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Stawiałam kroki ciężkie i pewne. Wszystko się we mnie gotowało. Jak siostra, po tylu rzeczach, które dla niej zrobiłam mogła mnie znienawidzić? W sumie... ja tak samo. Nienawidzę jej za to, że ona mnie nienawidzi. Zaraz, kurwa, co? Już nawet moja psychika zaczyna wysiadać, jak jakakolwiek więź z siostrą. Tyle uczyłam, tą małą niewdzięcznicę, tyle napłakałam, że ją ojciec bije! A ona co? Z myśli wyrwał mnie cichy głos siostry. 
- Jestem zmęczona... Łapy mnie bolą, jestem głodna...
- Pierdol się... - mruknęłam prawie niesłyszalnie. - Trzeba było zostać z tym debilem.
- Myślałam, że mi doradzisz... co robić... - wyszeptała.
- Ja mam ci pomóc?! Czy ty kurwa wiesz, co zrobiłaś?! Jak mi się odwdzięczyłaś?! Czekaj, ja ci doradzę, pomogę! - wrzasnęłam i bez namysłu chwyciłam Luin za kark i rzuciłam o pobliską skałę. Zaskomlała cicho zostawiając za sobą ślad krwi. Nie było mi jej żal. Moje serce na zawsze pozostanie, jakie pozostanie. Nigdy nikomu nie pomogę, a już na pewno nie tej małej suce. Leżała dłuższą chwilę, po czym wstała na chwiejnych łapach i ruszyła za mną. 
- Zabij mnie... Ja już nie mogę... - powiedziała obalając się.
- Nie. Na mnie nie licz, ja ci nie pomogę, dotarło? A może sylabami? Albo literami, jak do szczeniaczka?
W końcu, co jak co, dopadła mnie jedna z potrzeb - czyli głód. Zaczęłam tropić, jedyne, co wyczułam, to woń drzew, śniegu i wszystkiego, oprócz żywej komórki. No, z wyjątkiem Fei. W końcu... natrafiłam na trop czegoś smakowitego... krowy! 
- *Starczy mi na kilka dni... dopóki nie znajdę watahy, to musi wystarczyć...* - pomyślałam i zaczęłam biec w stronę, z której woń stawała się silniejsza. W końcu zauważyłam stado muciek. Wybrałam jedną z nich i podeszłam do niej, jakbym chciała powiedzieć: "Cześć!", a nie ją upolować. Krowy zaczęły muczeć, a ja skoczyłam na "wybrankę". To był sus... na pewno go zapamiętam! Do końca życia! Albo... krócej. Później, co się działo... Wbiłam zęby w kark... Krew zaczęła sikać na wszystkie strony. Poplamiło moje białe futro, a przy tym pysk. Nawet trochę kapnęło na moją sio... na Luin Feę. Krowa jednak nie dawała za wygraną. Zaczęła skakać, wierzgać, a ja tylko zębami trzymałam się karku. Moje ciało, razem z łapami, zaczęło latać w powietrzu, kiedy ona tak harcowała. - Już przegrałaś... - powiedziałam jakoś, przez zamknięty pysk i użyłam mroku, który zaczął niszczyć zwierzynę od środka, elektryczności, która zaczęła razić ją prądem, a przy tym łamać kości, oraz czasu, dzięki któremu postarzyłam krowę do wieku, kiedy za dwa, trzy dni mogła umrzeć. Wygrałam, chociaż obeszło by się bez mocy, nie chciałam robić z siebie wielce wojowniczki przed waderą. Złapałam martwą krowę za kłąb i zaczęłam ciągnąć. Zaciągnęłam ją pod drzewo i tam zaczęłam jeść. 
- Dasz mi kawałek? - spytała wilczyca z nadzieją patrząc na zdechłe zwierzę.
- Nie. - odrzekłam zakrywając pysk w mięsie. Nie chciałam, by patrzyła na mój wyraz twarzy. Znów zaczęłam ciągnąc krowę. Jednak - nie starczyła na długo... Na raz. Wrzuciłam szczątki do rzeki, która prowadziła do oceanu. Była nadzieja, na znalezienie watahy, ale także na wiele przygód. Zaczęłam iść z nurtem rzeki. A nawet - wskoczyłam do niej. To było takie spokojne... Aż w końcu... rzeka wpłynęła do oceanu. Ja szybko wyskoczyłam w wody i otrzepałam się. Nadbiegła zdyszana, zmęczona i głodna siostra. Nagle zauważyłam jaskinię. Zaczęłam do niej biec. 
- Jest tu jakaś wataha?! - wrzasnęłam, kiedy do niej wbiegłam.
- Owszem, Wataha Krwawego Wzgórza. Jestem jej Alfą, nie powinnaś tak wchodzić... - powiedział Flash, Alfa watahy.
- Dobra, chuj z tym, chcę dołączyć. Pewnie ona też... - warknęłam. Odbyłam rozmowę, bardzo, bardzo długą i zostałam przyjęta. Nie wiem jak ona, ale chyba też, bo wracałyśmy do jaskini numer dwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!