Leżałam zdrętwiała w kałuży krwi, niestety nie mojej. Pewnie większość wilków, tchórzy, którzy chcą odwlekać to, co nieuniknione, ucieszyłaby się, że to nie ich czas. Myśląc o tysiącu rzeczach przerzuciłam się na grzbiet i spojrzałam w gwiazdy swoimi zapłakanymi, smutnymi oczami. Spojrzałam na martwe niebiosa, które zabrały moją siostrę. Leżałam tak kilkanaście minut, ale niestety nie mogłam tam leżeć wiecznie, obok mojej siostry. Wstałam od niechcenia i spojrzałam na ostatniego członka mojej rodziny. Zrobiło mi się jeszcze gorzej na sercu i zawyłam tak żałośnie, że wzruszyłoby to największego twardziela. Powlokłam się w stronę północy, jednak odwróciłam łeb by upewnić się, że to prawda, niestety doznałam zawodu. Chciałam powiedzieć dużo rzeczy na pożegnanie, ale płacz nie dawał mi takiej możliwości. W końcu wyjęknęłam:
- Kiedyś, mam nadzieję, że niedługo, się spotkamy. Nie martw się, pomszczę cię… - próbowałam powstrzymywać łzy, niestety na próżno. Kiedy krople wsiąkały w moją sierść, przez szklące oczy zobaczyłam obrożę oddaloną o kilka metrów od ciała. Podeszłam do niej i stwierdziłem, że to obroża mojej siostry, zerwana z jej szyi przed śmiercią. Usiadłam obok niej i zaczęłam mamrotać: - Do-dostała ją od matki. Miała wtedy 6 miesięcy. - po tych zdaniach zamilkłam i założyłam ją na siebie. Nie chciałam już dalej żyć… Po co, przecież i tak już nie mam dla kogo. W moich myślach pojawił się obraz samobójstwa. Był on piękny: skoczyłam z wielkiej góry i opadałam w dół aż moje ciało z wielką prędkością upadło na ziemię, a upadkowi towarzyszył trzask łamanych kości. Niestety, to było tylko wyobrażenie, postanowiłam jednak je spełnić. Długo szukałam wystarczająco dużej góry. Na szczęście znalazłam odpowiednio dużą, zimną i martwą skałę. Wspięłam się na nią z wielkim trudem. Byłam obciążona bowiem przez los. Spojrzałam w gwiazdy, wydawało mi się że były bliżej niż kiedykolwiek, a może ja byłam bliżej nieba. - *Chciałabym dostać skrzydeł, jak anioł i móc wnieść się nad ziemię, odlecieć w stronę gwiazd, księżyca. Marzenia... * - pomyślałam zbliżając się do krawędzi skały. - Spojrzałam w dół. - Nareszcie, koniec tego nędznego życia. Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałam? - powiedziałam i już miałam skoczyć, gdy w głowie usłyszałam głos:
- *Nie rób tego.*- był on mi bardzo znany, ale nie wiedziałam do kogo należy.
- Kim jesteś i czego chcesz?
- *Chcę twojego dobra, nie pamiętasz mnie córko?*
- Mama? Przecież ty nie żyjesz! Jesteś tylko urojeniem w mojej smutnej głowie!
- *Jestem przepowiednią twego życia, pomocnikiem.*
- Dlaczego dopiero teraz?
- *Teraz jestem ci potrzebna, nie mogę myśleć za ciebie, ty decydujesz o swoim losie, ja nic nie mogę zmienić: mogę tylko pomóc*.
- A więc nie zatrzymuj mnie, nie mam na tym świecie nic dobrego, sam smutek, zło i szarość.
- *A więc skacz. Chcę tylko abyś mnie wysłuchała. Jedno marzenie zawsze się spełnia, niestety tylko u końca twoich dni, wcześniej nie umiesz odróżnić dobrego od złego i nie wiesz czego chcesz naprawdę. Sklepienie niebios da ci odpowiedź kiedy to będzie, musisz być wytrwała aby dojść do celu.*
- Co to ma znaczyć? - spytałam zakłopotana.
- *Spójrz w gwiazdy.* - powiedziała matka, a ja posłusznie zwróciłam łeb ku niebu. Niektóre z gwiazd zaczęły bić jaśniej, tworząc drogę, w którą mam się udać. Porzuciłam myśli o samobójstwie. Zeszłam ze skały i zaczęłam biec w skazaną mi drogę.
***Kilka dni później***
Wbijałam właśnie kły tylną łapę zająca, zaczął się miotać, co powodowało, że ranił sobie łapę jeszcze bardziej. Postanowiłam zakończyć jego żywot, dlatego rzuciłam go w bok. Przeleciał kilka metrów i uderzył w drzewo. Doskoczyłam do niego i ugryzłam go w tchawicę. Po kilku sekundach nie żył. Zaczęłam konsumpcję, gdy zza drzew wyłoniła się wadera przyglądająca się całej akcji.
< Star >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!