sobota, 20 czerwca 2015

Od Liesel - Podsumowanie mojego pierwszego tygodnia w tej watasze i w ogóle na ziemi

Właśnie dzisiaj minął mój pierwszy tydzień na tych pięknych terenach, zwanych Watahą Krwawego Wzgórza. Postanowiłam go podsumować. 
Zacznijmy, wiec od początku, czyli dnia pierwszego. Właściwie jego opis będzie jednym z najkrótszych, bo co można robić w pierwszych chwilach życia? Chyba tylko leżeć w jaskini obok ciepłej, dużej wadery i co jakiś czas ssać jej mleko... W moim wypadku była to akurat czarna niczym noc, skrzydlata wilczyca o złotych oczach i lekko fosforyzującej sierści. Niedługo potem dowiedziałam się, że jest to moja matka, nosząca imię Elizabeth. 
Przejdźmy teraz do dnia drugiego. To właśnie podczas niego zaczęłam poznawać wnętrze jaskini. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy było wielkie, rosnące na samym środku, otoczone fioletową poświatą drzewo o rozłożystych gałęziach. Podeszłam do niego i zaczęłam z ciekawością mu się przyglądać, zastanawiając się skąd może pochodzić owe tajemnicze światło. Na początek spojrzałam na jego liście, lecz to nie był dobry trop. Później przeniosłam swój wzrok na wydrążoną w nim dziuplę. Niestety była ona umieszczona parę metrów nad ziemią, a ja nie posiadałam skrzydeł, więc nie miałam szans się do niej dostać. Zrezygnowana odeszłam od rośliny i podeszłam do jednej ze ścian. Rozpościerała się pod nią wielka kanapa z tęczowym baldachimem. Wskoczyłam na nią i zapadłam w sen. 
Trzeciego dnia matka wyprowadziła mnie z jaskini i oprowadziła wokół pomieszczenia.
Czwartego zaś wzięła mnie na grzbiet i wzbiłyśmy się ponad watahę. Im większą prędkość rozwijałyśmy, tym większa radość mnie ogarniała. Prawdopodobnie została ona spowodowana radosnym szumem wiatru, który nam towarzyszył. Szybko zorientowałam się, że z pewnością będzie to jedno z moich ulubionych odczuć. Wieczorem wróciłyśmy do domu. 
Piątego dnia pokazała mi wszystkie miejsca z normalnej wysokości.
Szóstego zaś zabrała mnie na Słoneczną Polanę, gdzie miałam spotkać się z Ayoko- opiekunką szczeniaków. Podobno miała się ona mną opiekować pod nieobecność Beth.
Droga zajęła nam półtorej godziny. Kiedy przybyłyśmy na miejsce, wadera już na nas czekała. 
-Ty pewnie jesteś Liesel?- zwróciła się do mnie z uśmiechem. 
-Tak, proszę pani.
Samica roześmiała się w odpowiedzi i oświadczyła:
-Możesz mi mówić po imieniu.
-Dobrze....Ayoko.
-Jest urocza.- rzekła do mojej matki.
-Ale bywa także szalona.
-Jak każdy szczeniak.- stwierdziła. 
-Być może, w końcu masz w ich wychowywaniu większe doświadczenia niż ja.
-Owszem, ale jakbyś miała z nią jakieś kłopoty, zawsze mogę Ci pomóc.
-Dziękuję, a teraz, jeżeli pozwolisz, chciałabym jej jeszcze coś pokazać.
-Jasne, rozumiem.- rzekła wilczyca i oddaliła się, a my ruszyłyśmy do Lasu Czarnego Rumaka. Spędziłyśmy tam kilka godzin, po czym wróciłyśmy do jaskini.
Ostatniego dnia udałyśmy się w odwiedziny do basiora, który zajął się moja matką, kiedy zemdlała po dotarciu tutaj. Okazało się, że mieszka on wiele jaskiń dalej, toteż droga zajęła nam około godzinę. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, Eliza zapukała w jedną ze ścian i weszła do środka, a ja za nią. Zauważyłam, że pod jedną z wiszących półek skalnych stoi czarno-biały basior o niebieskich oczach.
-Witaj Silence. Chciałabym zapoznać moją córkę z członkiem watahy, który zaniósł mnie do Star po moim zemdleniu, spowodowanym wycieńczeniem przez podróż tutaj. 

<Silence, kontynuuj, proszę.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!