Po jakichś dwóch tygodniach spędzonych w nowej watasze, ze snu wyrwał mnie dość niespodziewany, ostry ból w okolicach brzucha. Spojrzałam w jego stronę z lekkim uśmiechem, jednocześnie zadając sobie pytanie czy moje pierworodne, choć niekoniecznie planowane, dziecko daje mi sygnał, że chciałoby wyjść na świat. Najgorzej, że nie znałam na nie odpowiedzi, bo niby skąd miałam wiedzieć jak odróżnić pierwsze, jeszcze nic nie znaczące skurcze macicy od tych przedporodowych skoro nigdy nie zapytałam o to nikogo ? A w dodatku nie miałam jeszcze pojęcia, gdzie jest położona najbliższa jaskinia kogoś, kto mógłby zidentyfikować te objawy i w razie czego udzielić mi potrzebnych porad. Co gorsza w pomieszczeniu też byłam sama, więc aby poprosić kogoś o zaprowadzenie mnie do takiego wilka, musiałabym udać się do innej groty, w której z pewnością wszyscy dawno spali. Wolałam nie myśleć jak mogliby zareagować, wyrwani nieoczekiwanie ze snu. Wyglądało jednak na to, że nie mam innego wyjścia. Podniosłam się, więc powoli i wyszłam na zewnątrz, po czym, korzystając z mocy widzenia w całkowitych ciemnościach, zaczęłam powoli kroczyć w stronę wejścia do najbliższej jamy. gdzie niestety nikogo nie zastałam. Ruszyłam, więc do kolejnej, gdzie ujrzałam nieznaną mi jeszcze, biało-czarną waderę. Weszłam do środka i podeszłam do niej cały czas niezauważona, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jakie, więc było moje zaskoczenie, gdy wilczyca nagle poderwała się i warknęła ostrzegawczo.
-Jestem Elizabeth, niedawno przybyłam na te tereny i nie znam jeszcze wszystkich, a właśnie poczułam pewne objawy, które być może sygnalizują przyjście jeszcze tej nocy na świat mojego pierworodnego szczenięcia..- rzekłam szybko, nim zdążyła mnie zaatakować i dodałam.- Chciałabym, więc Cię poprosić o zaprowadzenie mnie do kogoś, kto mógłby to potwierdzić lub rozwiać moje przypuszczenia.
Samica najwyraźniej się rozluźniła i odparła, już spokojnie:
-Na imię mi Dividend i chętnie Ci pomogę.
To mówiąc, ruszyła żwawo w kierunku wyjścia, a ja poszłam w jej ślady.Po jakiejś godzinie dotarłyśmy pod...jaskinię Alf.
-Na pewno się nie pomyliłaś?- zaindagowałam zdziwiona.
-Nie,Star, córka Ginewry, także się na tym zna..- zapewniła moja nowa znajoma i zaproponowała.- Chcesz, żebym weszła z Tobą?
-Nie, nie trzeba. Dziękuję i dobranoc.
-Życzę udanego porodu.- odparła i ulotniła się, a ja wkroczyłam do jaskini, gdzie Star już się krzątała i, gdy tylko mnie ujrzała, wyszeptała, najwyraźniej nie chcąc obudzić kogoś, kto spał w jej wnętrzu:
-Słyszałam, że rozmawiałaś na dworze z Dividend, więc wstałam.
-Przepraszam, że Cię obudziłam.
-Nie ma za co, w końcu nie Ty pierwsza byłaś zmuszona uczynić to z powodu objawów, które mogą sygnalizować ciążę, a teraz pozwól do kolejnej sali, gdzie Cię zbadam.
Weszła tam i zapaliła, stojący w pobliżu wielkiej skalnej półki, okrytej skórami, lampion, a ja wskoczyłam na nią niezdarnie, jak zawsze, gdy musiałam używać do tego celu łap. Wadera przez jakiś kwadrans, może trochę krócej, dotykała mojego brzucha i przyglądała się mu. W końcu oznajmiła:
-Na pewno nie urodzisz jeszcze tej nocy, ale to już niedługo. Powinnaś się do tej pory oszczędzać.
-Dziękuję i jeszcze raz przepraszam.- to mówiąc, opuściłam półkę, a następnie całą jaskinie i udałam się do swojej, gdzie spałam do około południa.
Po trzech dniach, a dokładniej późnym, piątkowym wieczorem znów poczułam bóle przedporodowe, ale teraz byłam już pewna, że to ten wyczekiwany sygnał, więc szybko udałam się do młodej Alfy, która z uśmiechem odebrała poród i pokazała mi małą, puszystą, jasnokremową samiczkę.
- Jak ją nazwiesz?- zapytała.
- Liesel. Takie imię nosiła bowiem moja jedyna przyjaciółka, która kiedyś oddała za mnie życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!