- *Gdzie ja jestem?* - jęknąłem w myślach, rozglądając się. Las, las i jeszcze raz jeden wielki, gigantyczny las. Duszno, wilgotno, mokro. Okropność. - *W co ja się wpakowałem? A było mi tak chłodno, to nie, musiałem odejść* - warknąłem pod nosem, myśląc o przyjemnym chłodzie, śniegu i... soczystych karibu. A będąc już przy kwestii jedzenia - przedzieranie się przez tę dżunglę strasznie mnie zmęczyło, wycisnęło ostatnie soki i głód jakoś się nasilił. Ale nie było mowy, żebym polował w lesie, to nie mój teren.
Przyśpieszyłem więc, choć nogi absolutnie mi odpadały ze zmęczenia. Ile kilometrów udało mi się przejść w te kilka zachodów słońca? Nie mam pojęcia, ale zapewne dużo, biorąc pod uwagę fakt, że na postoje jakoś nie było ostatnimi czasy miejsca - odsłonięty teren to nieprzyjaciel podróżnika. No, narzekałem na zbyt wiele otwartej przestrzeni, to dostałem dżunglę. Nieszczęście w nieszczęściu. Wilkowi nie dogodzisz.
Napotkałem przed sobą kolczaste krzewy, a nie było jak ich obejść - po lewej stromy klif, po prawej ciasno ustawione drzewa, a cofać się nie zamierzałem. Cofnąłem się tylko o kilka kroków i wziąłem rozbieg. Tuż przed krzewami odbiłem się od ziemi i wystrzeliłem w powietrze ponad kolcami. Jeszcze kawałek, jeszcze tylko kawałek...!
- *Ha! I kto tu jest mistrzem?* - uśmiechnąłem się szeroko, gdy ponownie dotknąłem ziemi. A ucieszyłem się niemało, bo przed moimi oczyma ukazała się ogromna sawanna.
- Jedzeeenie! - zatoczyłem się ze szczęścia na widok biegających tu i ówdzie zajęcy. Zacząłem więc skradać się w kierunku największego. Z brzuchem przy ziemi ciężko było mi oddychać, ale czego się nie robi dla posiłku. Gdy byłem zaledwie kilka metrów od zdobyczy, zając uniósł się na tylnych nogach i zaczął nasłuchiwać. - *Wyczuł mnie?*
Nie - wyczuł jakiegoś głąba, który nagle wyskoczył z naprzeciwka, porywając ze sobą zająca, ale przy okazji wpadając na moją głowę. Przeturlaliśmy się kawałek, wylądowałem na tym kimś. Stęknąłem z bólu, ocierając głowę w miejscu, w które uderzył czarno-brązowy wilk. Usłyszałem nagle szelest i spostrzegłem, że zając ucieka.
- *O nie! Głodny jestem!* - zerwałem się na równe nogi, ignorując wszelki ból. Z determinacją w oczach ruszyłem w krótką, ale bardzo owocną pogoń - kilka większych susów i dopadłem swoją upragnioną zdobycz. Przegryzłem szyję zająca, krew trysnęła na trawę, a zając szybko wyzionął ducha. Nie czekając na oklaski przystąpiłem do posiłku.
- Hej! Ty! - usłyszałem za sobą nieco zdenerwowany krzyk. Leniwie obróciłem głowę w kierunku wilka, który stał nieco zdyszany tuż za mną. - Kim ty niby jesteś i jakim prawem polujesz na naszym terenie?
- Z tego co zdążyłem się zorientować, to macie bardzo duże terytorium i jedzenia wystarczy dla każdego - przewróciłem oczami i nie czekając na odpowiedź wilka, wróciłem do jedzenia.
- Może, ale ktoś i tak musi przynieść to jedzenie! A to moje - doskoczył do mnie i wyrwał mi zająca spod łap - zadanie.
Spojrzałem na niego spode łba. Stał z zającem w pysku, dumnie na mnie patrzył, ale widać było, że nie zamierza rozpętać bójki o jakąś lichą zdobycz.
- Umówmy się, okej? Pomogę ci złapać coś większego, ale ty pozwolisz mi zjeść tego zająca, dobra? - mruknąłem, sięgając zębami po zdobycz. - Koleś, głodny jestem. - Powiedziałem, wydzierając zająca z pyska wilka.
- To chociaż się podziel - warknął, kładąc się koło mnie.
***
Polowanie w grupie - dawno tego nie robiłem. Okazało się, że Jason - bo tak wilczur miał na imię - jest bardzo dobrym łowcą, radzi sobie z większą zdobyczą i potrafi zadać szybką, bezbolesną śmierć. Razem zdołaliśmy upolować dużego jelenia, którego postanowiliśmy przetransportować do watahy na skalnych saniach, które stworzył Jason.
- Dobrze nam poszło! - uśmiechnął się szeroko, patrząc za siebie na ciągnięte przez nas obu sanie.
- No - skinąłem głową.
- Dobry z ciebie łowca. Doświadczony jesteś - szturchnął mnie w prawy bok łokciem. Syknąłem z bólu. Blizna zabolała. - Coś się stało? - Zdziwił się i przypatrzył się miejscu, które uderzył. Dopiero po chwili dopatrzył się długiej szramy, ukrytej pod sierścią.
- To się stało - parsknąłem z uśmiechem.
- I ty z tym polujesz? Gościu, niezły jesteś - zaśmiał się.
- Mam większe problemy z tym dziadostwem, niż ci się wydaje. Nie zadawaj już więcej pytań - kłapnąłem zębami, pochylając głowę, by łatwiej było mi ciągnąć ciężkie sanie. W końcu ten jeleń ważył kilkaset dobrych kilogramów, prawda?
***
- Kim jesteś? - spotkał mnie bezlitosny, pełen czujności wzrok Alfy.
Siedzieliśmy w dużej, błękitno-granatowej jaskini, pośrodku której rosło całkiem spore drzewo w takich samych kolorach jak ściany groty. Alfa siedział pod drzewem, grzbietem opierając się o jego pień. Ja siedziałem tuż przed Gustawem, nie wiedząc, gdzie oczy podziać. Ja? W stadzie?
- Samotnikiem sobie jestem - mruknąłem.
- Ale naszemu Jasonowi pomogłeś. Dlaczego?
- Mieliśmy umowę. Pomogę mu upolować dużą zdobycz, jeśli pozwoli mi zjeść zająca. Dlatego tu się znalazłem - westchnąłem, czując na sobie ciężki wzrok Alfy i siedzącego gdzieś za mną Bety.
- Więc jesteś samotnikiem. A chcesz dalej nim być? - zapytał Gustaw, mrużąc swoje czujne oczy.
- Mam jakieś wyjście? Bo w niektórych watahach było tak, że trafiałem do Alfy przez przypadek i ten zadawał mi to samo pytanie, ale gdy odpowiadałem, że wolę być samotnikiem, natychmiast mnie atakował - wzruszyłem ramionami, udając obojętnego na swoją historię. - Co z tobą, panie Alfo?
- Każdy powinien mieć swój własny wybór i móc go podejmować, prawda?
- Tu się zgodzę - uśmiechnąłem się nikle.
- *Samotność czy łatwy dostęp do pożywienia?* - przyjrzałem się Alfie, spojrzałem później za siebie na Betę. Oboje byli spokojni i skupieni. - *To się ceni przywódcom*
- Zostanę - skinąłem głową, odwracając wzrok w stronę Alfy. - Chcę być łowcą. *Pokażę im, że nadal jestem coś wart. Ale to tak tylko przy okazji* - zaśmiałem się w duchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!