Od lat niesiony byłem przez wiatr. Ku przestworzom ma dusza się wznosiła na skrzydłach boga... jednak me najścia to była pożoga... Śmierć i grozę sprowadzałem... nieraz swe życie zakończyć miałem. Uciekłem od Bóstw, modlitw i kłamstw... od cierpienia i ciemności sprowadzonej przez zły czas. Nie wiem czy od trzech lat czy jednego roku... nie jestem wyznawcą Ragnaroku.
Zobaczyłem waderę... o pięknym licu. Przeglądającej się w swym odbiciu...
- *Matko, ma rodzicielko... to jakieś sny! Ona wygląda wszakże jak ty! Te same oczy przenikliwe, ten sam spragniony uczucia uśmiech... jakże podobne futro do twego... to duch?To magia? Nic podobnego! Ze skóry i kości można by rzec, iż to sobowtór postaci twej!*
Zbliżyłem się powoli by jej nie spłoszyć, jak do jelonka bezbronnego... jak do łabędziątka czarującego... Zapytałem cichutko:
- Jak się zwiesz?
Odwróciła pyszczek ku istoty mej...
- Alice... - rzekła podobnym głosem do twego. - A ty? - zapytała się. Cóż podobnego?Skradła mi serce swoją wymową
- Jestem Fenrir
Daje słowo, że jeszcze chwila, niepewności, a strach pokruszyłby mi kości...
<Alice?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!