Pavona odchrząknęła i chwilę potrwała w bezruchu, pewnie, by przypomnieć sobie słowa piosenki. Spoglądnęła na mnie, więc postarałem się uśmiechnąć, jednak prędzej wyglądało to jakbym próbował warczeć. Odwróciłem się od niej czekając na piosenkę . Ciut się pilnowałem, żeby znów nie rzucić jakimś głupim tekstem. Popatrzyłem się przez bark. Samica lekko zdziwiona patrzyła na mnie wąskimi oczami.
- No ten... Możesz już śpiewać. - wykrztusiłem.
- Dobra, tylko nie wybuchnij napadem niekontrolowanego śmiechu, bo będzie kiepsko. - żartobliwie ostrzegła.
W plecy wieje wiatr.
Serce katuje mróz.
Życie dało ci w kość.
Wszystkiego masz już dość.
Strach pochłania cie.
Koniec chowania się.
Stań oko w oko z nim.
Później nie będzie z kim.
Ja wierzę, że uda się nam!
Ja wierzę, że może być pięknie tam!
Ja wierzę jeszcze w marzenia!
Dawaj, nie mamy nic do stracenia!
I chociaż nie mamy już o co.
I chociaż już brak nam sił.
Już nie ma pytania "po co?".
Walczmy dla wolności chwil!
Chwyć swoją mroźną broń.
Pogalopuj ze mną jak koń.
Poczuj tą przyjemną toń.
Pewnie już on tam czeka, wystarczy go znaleźć.
Ja wierzę, że uda się nam!
Ja wierzę, że może być pięknie tam!
Ja wierzę jeszcze w marzenia!
Dawaj, nie mamy nic do stracenia!
Na dłuższą chwilę zaniemówiłem. Stałem z szeroko rozwartym pyskiem, a Pavona mierzyła mnie wzrokiem. Ogarnęło mnie takie zadziwienie, że aż nie potrafiłem się wysłowić.
- Coś nie tak? - zapytała niepewna mojego zachowania.
- Nie, ładnie śpiewasz, tylko... Skąd do czorta znasz tą piosenkę?
- Kiedyś moje siostry wymyśliły.
- Ale... Ale jak? Przecież to też śpiewały wilczki gdy był bunt, obalili Alfę, i tak dalej, i tak dalej.
- Coś sugerujesz?
- Raczej nie.
- Wiesz, ja już idę spać. Jestem zmęczona. - chyba równie zdziwiona co ja postanowiła dać sobie spokój z dalszą rozmową.
- Ja jeszcze tu posiedzę. - wypowiedziałem wpół do siebie.
Spojrzałem na wyrwę w drzewie, po czym wyszedłem. Pavona spojrzała na mnie jednym okiem jednak nic nie powiedziała tylko zamknęła ślepia. Nieopodal spostrzegłem jakiegoś wilka. Powoli zacząłem się skradać. Gdy byłem blisko basior nienawistnie zmierzył mnie wzrokiem. Wyszczerzył się, po czym ruszył w stronę drzewa. Ja wzleciałem i go złapałem. Nie zdążyłem odpowiednio go odwrócić, więc ugryzł mnie w łapę. Puściłem ów wilka jednak nie dałem za wygraną. Zapikowałem i uderzyłem w basiora. Pavona wybiegła ze schronienia. Zamrugała z niedowierzaniem i podbiegła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!