Bielik amerykański w pewien sposób kojarzył mi się z Aleksandrem i to właśnie w jego kierunku spojrzałam. Silny, odważny, a jednocześnie niezależny i samotny. Ale przecież nie mógł przez całe swoje życie być sam? Nikt nie potrafiłby żyć w ciągłym osamotnieniu. Kiedyś, w przeszłości, musiał posiadać wilki, na których mu naprawdę bardzo zależało.
Wypuściłam delikatnie powietrze przez usta, wracając spojrzeniem do niezwykłego ptaka. Po całym lesie rozgległ się jego dostojny okrzyk, jakby dając jasno do zrozumienie, że to on tu królował i lepiej tego niekwestionować. Uśmiechnęłam się do siebie. Orzeł znikł.
— Wracając do wcześniej — zaczął Aleksander, marszcząc brwi. — Wspominałaś, że w dawnej watasze nie miałam z kim porozmawiać na temat walki.
— Owszem — przytkanęłam. — Nie pochwalano u mnie umiejętności bojowych, Było to dla mnie głupotą, bo każdy wilk powinien coś umieć lub posiadać jakieś podstawy — powiedziałam, wyrzucają c z siebie żal.
Towarzysz słuchał wypowiedzi, którą kontynuowałam. Zeszłam na temat walki, opowiadając mu o swoich spostrzeżeniach czy zdaniu na temat stylów walki. Zaskakujące, że co jakiś czas wtrącał swoje uwagi lub nawet zgadzał się ze mną w pełni. Przyjemnie prowadziło mi się z nim konserwację.
— Aleksander, przeszliśmy cały las wzdłuż i wszerz — zakomunikowałam, bo znaleźliśmy się na jego skraju.
Basior rozejrzał się wokół.
— Racja. Lepiej będzie, jeżeli wrócimy.
— Ale ja nie chcę wracać! — krzyknęłam, zachowując się niczym szczeniak i patrząc na niego błagalnie. — Chodźmy dalej.
— Nie wiemy jakie niebezpieczeństwo... — upierał się wilk, ale weszłam mu w słowo.
— Proszę!
< Aleksander? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!