— Możemy wpierw udać się do Orlego Lasu — zasugerował.
— Dobrze, niech będzie — zgodziłam się.
Ruszyłam za basiorem w drogę. Aleksander zdecydowanie nie obracał się w towarzystwie wilków, na pierwszy rzut oka widać było po nim, że był introwertykiem. Łatwo można było wywnioskować to po jego sposobie wyrażanie się, a także nastawienia. Od razu w oczy rzucała się lekka niechęć oraz zdystansowanie charakteryzujące osoby zamknięte w sobie. Niczego nie komentowałam ani nie zamierzałam zniechęcać się przez to do poznania jego osoby. Za bardzo mnie zaciekawił, żebym mogła mu odpuścić.
Nie lubiłam niezręcznej ciszy, dlatego postanowiłam wdać się w krótką pogawędkę z basiorem. Chciałam go przekonać do siebie w jakiś sposób, więc dlatego starałam się ostrożnie prowadzić rozmowę i reagować na sygnały, które mi wysyłał.
— Długo należysz do Fortis Corde? — zapytałam, spoglądając z ciekawością na jego reakcję.
Od Alf dowiedziałam się, że Aleksander należał do watahy na długo przed tym zanim została podzielona na Klany. Zastanawiałam się również o ile musiał być ode mnie starszy. Z pewnością nie był młodzieniaszkiem, ale nie wyglądał też na schorowanego. Ba, prezentował się nienagannie. Dysponował umięśnioną, wręcz atletyczną sylwetką godną pozazdroszczenia — musiał długo nad nią pracować.
Weszliśmy w las.
— To długa historia — powiedział z ociąganiem. — Musisz wiedzieć, że urodziłem się w watasze, kiedy jeszcze zajmowała tereny Ameryki, a konkretniej mówiąc Stanów Zjednoczonych. Wróciłem tu z... — zastanowił się, szukając właściwego słowa. — osobistych powodów.
— Rozumiem — mruknęłam bez wyrazu.
— A ty? Czemu tu dołączyłaś? — zapytał, spoglądając na mnie kątem oka. Szybko jednak odwrócił spojrzenie, gdy zorientował się, że to zauważyłam.
— W sumie to po prostu chciałam zwiedzić skrawek świata. Nie chciałam siedzieć w jednym miejscu i szczerze powiedziawszy nie zamierzałam tu osiąść, ale Fortis Corde przekonało mnie do siebie — odparłam z przyjacielskim uśmiechem.
Wilk nie odpowiedział. Znowu zapadła cisza. Tym razem nie przeszkadzała najwyraźniej żadnemu z nas. Właściwie dzięki niej wreszcie mogłam usłyszeć śpiew ptaków dobiegający spomiędzy koron drzew, szum liści, którymi poruszał delikatny wietrzyk. Mogłam wsłuchać się w odgłosy lasu.
< Aleksander? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!