poniedziałek, 12 marca 2018

Od Heather - Drogą pustkowi

Minęło dosyć sporo czasu odkąd opuściłam swoją "rodzinną" watahę. Od tamtego czasu błądziłam po różnych terenach, o różnych klimatach. Czasami natrafiło się na jakąś watahę, która albo mnie rozpoznawała i nie przyjmowała, albo po prostu im się nie podobałam ze względu na charakter. I takim oto sposobem łaziłam bez celu. Być może tym razem miało być inaczej.
Nie zauważyłam nawet, kiedy trawy zaczynało być coraz mniej, a na sama dreptałam teraz po piasku. Zatrzymałam się i zaczęłam rozglądać się w koło. Nie było tu nawet śladu życia. Ruszyłam truchtem dalej przed siebie wciągając powietrze. Było ciężkie i gorące, jednak było nawet znośnie. Przyspieszyłam nieco nadal się rozglądając. Mimo świtu, słońce już zaczynało grzać delikatnie wystawając zza horyzontu, a na nieboskłonie nie było żadnej, nawet najmniejszej chmury. Prychnęłam, kiedy zawiał delikatny wiatr, który sprawił, że kilka drobinek piasku zaczęło tańczyć wkoło mnie i wlatywać mi do nosa. Tak, poranki. Rześkie powietrze i wszystko budzące się do życia? Pierdoły.
Zajęta podziwianiem nie odrywałam się jednak od ziemi. Zauważyłam, że dalej, przede mną, idzie jakiś osobnik, najpewniej basior. Schowałam się za pojedynczą kępą wyższej trawy i obserwowałam wilka. Ten tylko obejrzał się po czym zaczął iść dalej. Może również szuka watahy? Albo sam jest w jakiejś? Faktycznie, nie miałby po co mi tego mówić, ale cóż, warto spróbować to wykorzystać.
Powoli wyprostowałam się i zaczęłam iść w kierunku samca. Kiedy byłam dość blisko niego, kaszlnęłam, aby zwrócił na mnie swoją uwagę. Ten momentalnie odwrócił się i zgiął w łokciach warcząc, w gotowości do ataku. Odchrząknęłam zwyczajnie rozbawiona z lekka jego zachowaniem.
- Nie miałabym po co cię atakować. - spojrzałam na niego bardziej się prostując. 
- Nigdy nie mam pewności. - odwarknął, po czym również delikatnie się wyprostował. Wiesz, że niezbyt lubimy, kiedy jakiś tam wilczek wchodzi sobie bez powodu na tereny naszego Klanu?
- Ta, wspaniale. Tak bardzo mnie to interesuje. - przewróciłam oczyma. - Ale Klanu mówisz...? Jakiego niby? Jest tu może w okolicy wataha, czy coś? - zasypałam wilka pytaniami, jednak bez większego entuzjazmu. Pewnie i tak skończy się tak, jak zwykle.
- Owszem, jest. Sam nawet w niej jestem. - przerwał swoją wypowiedź. - Ale po co miałbym ci pomagać? - prychnął i przysunął się.
- Ekhem. - ponownie odchrząknęłam, a ten się odsunął z powrotem. - Lepiej. Cóż. Więc nic tu po mnie. - przestąpiłam z łapy na łapę z zamiarem odejścia, jednak samiec mnie zatrzymał.
- Nigdzie nie idziesz. - warknął. - Myślisz, że możesz tak bezkarnie włazić na czyjeś tereny i urządzać sobie spacerki? Idziesz ze mną. - powiedział stanowczo. Od razu domyśliłam się, że postanawia zaprowadzić mnie do Alfy, czy coś w ten deseń.
- A jeśli nie pójdę? To co mi zrobisz? Zatrzymasz? - zamrugałam szybko powiekami. Postanowiłam się trochę z nim podroczyć.
- Cóż... wtedy... - popatrzył na mnie z wyższością. Dosłownie, był wyższy ode mnie. - ... będę musiał cię rozszarpać od razu.
- Ojej, jak groźnie. - wyszczerzyłam się w jego kierunku sarkastycznie. - Prowadź, Panie Rozszarpywaczu.
Wilk nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się i truchtem ruszył przed siebie. Nie zastanawiając się dalej dogoniłam go i starałam się dotrzymywać mu kroku. Spojrzałam kątem oka na samca, ten najprawdopodobniej zauważył, że mu się przyglądam, jednak nie zwracał na mnie uwagi.
- Tak w ogóle, z kim mam do czynienia? Pan Rozszarpywacz raczej niezbyt dobrze brzmi. - rzuciłam prychając.
- Rhyan. - uciął. Ow, myślałam, że Pan Rozszarpywacz będzie miał więcej do powiedzenia.
Przez resztę drogi, jak zgadłam, do siedziby Alf, nie odezwaliśmy się ani słowem. Basior najwyraźniej już z lekka zmęczony na wstępie moim towarzystwem ani na chwilę nie zwolnił tempa, jednak ja dzielnie truchtałam przy jego boku. W końcu dotarliśmy. Spojrzałam na ogromny wulkan przede mną. Samiec wymamrotał tylko, że to zwie się Gniewnym Wulkanem, ten teren, czy coś. Nie pytałam o nic, nie miałam takiej potrzeby.
Zbliżyliśmy się pod skałę w której widać było otwór. Rhyan wziął jakiś pierwszy lepszy kamień leżący obok w pysk i cisnął nim o skałę. Kamyk głucho odbił się od niej, po czym spadł gdzieś dalej. Wzruszyłam ramionami nie wiedząc, po co to zrobił. Po chwili jednak zauważyłam, że głaz, w który cisnął basior, zaczyna się odsuwać. Zza niego wychylił się skrzydlaty wilk, który skinął łbem i zniknął po chwili.
- Chodź. - usłyszałam tylko oschłe słowo padające z pyska basiora, po czym ruszyłam za nim. 
Weszliśmy najprawdopodobniej do jaskini Alfy, a raczej Alf, jak się domyślałam, gdyż oprócz samca, który odsunął głaz, nieco dalej leżała wilczyca ze szczenięciem, która jednak potem wstała i stanęła u boku skrzydlatego basiora.
- Witaj, Fallen'ie. - przywitał się wilk, którego dane mi było wcześniej poznać.
- Rhyan... coś ty tu przyprowadził? - zapytał czarno-czerwony basior rozprostowując skrzydła i spoglądając na mnie.
- Szwędała się po terenach Klanu. Nie wiem, kto to i nie wiem, po co tu jest, uznałem, że dobrym pomysłem będzie zaprowadzić ją przed Alfy. - rzucił, patrząc na mnie jak na dziwoląga. Heh, idzie się przyzwyczaić.
- Kim jesteś i co tu robisz? - zapytał, jak już wiem, Fallen, nadal patrząc na mnie krzywo.
Postanowiłam tym razem jednak przedstawić się po prawdziwym imieniu.
- Heather. A trafiłam na te tereny przypadkowo, szukając watahy. Jak taki to problem, to sobie już stąd pójdę. - przewróciłam oczami.
- ... Szukasz watahy, hm? - włączyła się do rozmowy samica. - Jeśli jeszcze się nie zorientowałaś - tu również spojrzała na mnie z wyższością i nieco koślawo - stoisz przed Alfami, a przyprowadził cię jeden z członków naszego Klanu, Cecidisti Stellae.
Coś mi mówiła ta nazwa, ale nie wiem co. A może tylko mi się wydawało.
- Ta, świetnie. - odpowiedziałam obojętnie. Chociaż... może warto spróbować. - Jeśli zależy wam na członkach, mogłabym dołączyć.
- Jeszcze czego. - mruknął prawie niesłyszalnie samiec obok mnie. - Mogę odejść? - dokończył głośniej.
- Idź. - zezwolił Alfa. - Podejrzewam, że do rozpoznania terenów nie będzie potrzebowała większej pomocy. Raczej sama się rozezna. O ile, oczywiście, postanowimy ją przyjąć.

***

- Jakie stanowisko chciałabyś piastować? - usłyszałam kolejne pytanie.
- Mogłabym być jakimś szpiegem, czy coś.
Para Alfa zaczęła coś do siebie szeptać, a ja w tym czasie rozglądnęłam się dyskretnie po jaskini. Mój wzrok padł na szczenię leżące w tle. Wtedy właśnie z zamyśleń wyrwał mnie głos Fallen'a.
- Wydajesz się być bez zarzutu. Niech będzie. Możesz tu zostać. Wybierz sobie jakąś jaskinię na jednym z terenów, najlepiej jakąś pustą, raczej wątpię żeby ktokolwiek z Klanu chciał mieć jeszcze ciebie na głowie. - warknęłam cicho do siebie. - Idź już.
Wymamrotałam coś na pożegnanie i odeszłam. Cóż, pora zacząć nowy rozdział życia, czy jak to tam szło? Jakąś nową część? Eh. Pierdoły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!