poniedziałek, 19 marca 2018

Od Aleksandra - C.D. Lynn "Ciekawość świata i nie tylko"


Widząc jej błagalną minę, westchnąłem ciężko i przewróciwszy oczami, oświadczyłem, mając lekką nadzieję, że odwiodę ją tym sposobem od tego ryzykownego pomysłu:
- Muszę Cię tylko ostrzec, że wykroczymy poza tereny całej naszej Watahy.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że się boisz? - to mówiąc, w odpowiedzi wzruszyła ramionami i, posławszy mi zaczepne spojrzenie, postąpiła parę korków przed siebie.
Cóż miałem robić...? Ruszyłem niechętnie za nią. W końcu teraz, gdy już zdecydowałem się ją oprowadzać, stałem się za nią w pewien sposób odpowiedzialny, czy tego chciałem czy nie. 
- Jeśli musimy już robić coś takiego, to przynajmniej trzymajmy się blisko siebie. - przemówiłem do niej tonem, który zwykle rezerwowałem jedynie dla rozkapryszonych, krnąbrnych szczeniaków. 
- Nie bądź taki sztywny! - zaśmiała się, dając mi kuksańca w bok. - Przecież tak blisko naszych ziem, na pewno nie może nam się nic złego przydarzyć! 
- Na Twoim miejscu nie byłbym tego do końca pewny. - odparłem, rozglądając się z uwagą dookoła. Doskonale bowiem zdawałem sobie sprawę z tego, że jedynymi istotami nam podobnymi, które dość często się tu zapuszczały, były te należące do Klanu Cecidisti Stellae. Z tym , że raczej nie chciałem się z nimi teraz spotkać. Nie znałem bowiem w ogóle faktycznych umiejętności walki Lynn, więc w razie jakiekolwiek konfrontacji, liczyłbym tylko na własne siły. Mimo słuchów, które do mnie co jakiś czas dochodziły przez usta innych wilków, jakoby Alfy uznawały mnie za jednego z najlepszych swoich wojowników, wiedziałem, iż w porównaniu z nimi, wypadają one raczej skromnie. Dodatkowo tamtejsze osobniki były niemal w stu procentach skutecznymi zabójcami, które pozbawiły już życia wiele istnień. 
Z tych rozmyślań wyrwał mnie jakiś szelest dochodzący z gęstych krzaków po naszej lewej stronie. Towarzysząca mi wadera zdawała się go nie zauważać, gdyż spokojnie szła naprzód. Postanowiłem to wykorzystać, więc jednym szybkim susem skoczyłem w zarośla, zbijając zaczajonego w nich osobnika z łap. Już zamierzałem zadać pierwszy cios, gdy nagle usłyszałem dobrze znany mi głos Talestii:
- Natychmiast ze mnie złaź wariacie! 
Otumaniony uczyniłem, co mi kazała i rzekłem:
- Przepraszam, spodziewałem się kogoś innego. Co tu robisz?
- Chyba nie myślałeś, że będę spokojnie patrzeć jak Ty i...ta piękna nieznajoma - tu rzuciła znaczące spojrzenie w stronę Lynn. - pchacie się prosto w paszczę nieznanego.
- Chcesz powiedzieć, że śledziłaś nas przez cały czas?
- Owszem, ale najwidoczniej Ys zbyt dobrze Cię wyszkoliła...

<Lynn?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!