- Destiny... je muszę już iść - powiedziałem oschle i nie czekając na odpowiedź ruszyłem w las.
Wreszcie choć trochę upragnionej samotności. Dzień miał się ku końcowi. Poszedłem na plażę. Po dotarciu na miejsce znalazłem w klifie wystającą półkę skalną. Wskoczyłem tam i położyłem się wygodnie. Słońce akurat zachodziło. Widok był niczego sobie. Powoli na niebie pojawiały się gwiazdy. Patrzyłem na nie jak zahipnotyzowany. Kompletnie straciłem poczucie czasu. Chyba około północy przypomniałem sobie o świecie. Powoli ruszyłem w stronę swojej jaskini. Byłem senny. Wydawało mi się, że to już tu. Wszedłem do jaskini i położyłem się na posłaniu. Obudziły mnie pierwsze promyki słońca, padające na mój pysk. Nagle poczułem, że coś bądź ktoś się do mnie przytula. Odwróciłem się i ujrzałem... Destiny! Odskoczyłem jak poparzony ledwo tłumiąc jęk strachu. Wadera również się obudziła i na mój widok zerwała z miejsca.
- Co tu robisz?! - wykrzyknęła.
Błędnym wzrokiem nerwowo przebiegłem po jaskini. Przywodząc na myśl doznającego właśnie halucynacji schizofrenika.
- Ja... no... yyy... - I co teraz?! Jak wytłumaczyć pomyłkę? - Ja myślałem, że to moja jaskinia - wydukałem.
Wadera zmarszczyła czoło.
- Wczoraj - zacząłem patrząc na nią - Byłem senny i myślałem, że to już ta jaskinia... Przepraszam...
<Destiny? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!