Stałem nad pagórku. Wyłem do księżyca, który tak uwielbiała Yui. Podniosłem łeb do góry, a z mojej gardzieli wydobyła się wilcza symfonia.
Księżyc oświetlał, bladą łuną polanę. Dostrzegłem jakiś biały kształt. Z daleka mogłem dostrzec, że ledwo trzyma się na nogach. Zbiegłem z pagórka, wprost w jego stronę.
Była to Kaira. Biegłem szybciej. Wyczułem krew. Zatrzymałem się. Przechwyciła mój wzrok. Oczy zaszły mgłą. Na pysku, łapach i futrze miała krew. Z białych kłów ściekała krew. Zostawiała za sobą czerwone ślady.
-Kaira.-szepnąłem. Przestraszona chciała uciec, ale ją złapałem.
-Puść mnie!-krzyczała. Zaczęła się miotać. Podrapała mnie pazurami. Szarpanina, zamieniła się w szloch. Kołysałem ją w swoich ramionach
-Ciii...-uspokoiłem ją. -Co się stało?-zapytałem po chwili.
< Kaira? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!