Zarumieniłem się. Spuściłem wzrok. Kaira zachichotała.
-Nie przypuszczałam, że potrafisz być nieśmiały.
-A ja nie przypuszczałem, że potrafisz być odważna?-prychnąłem. Strąciłem ją z siebie. Tego było za wiele. Za wiele! Czułem się, jakbym zdradzał Yui.
-Co ci się nagle stało... Najpierw mnie kokietujesz, a teraz to...-powiedziała cicho. Spuściłem łeb.
-Poczułem się... samotny po śmierci Yui... A ty niedawno straciłaś Luxia...-powiedziałam nieswoim tonem. Kaira wkurzyła się.
-Czemu zwalasz winę na mnie?!-zakrzyknęła. -To twoja wina... Ty mnie uwiodłeś...-szepnęła przez łzy. Westchnąłem.
-Będzie, lepiej jak pójdę...
-Tak. Lepiej idź.-powiedziała. Objęła się łapami. Odwróciłem się. Chciałem postawić krok naprzód. Nie mogłem. Skoczyłem do Kairy. Przytuliłem ją. Była zbyt oszołomiona, aby mnie odepchnąć.
-Ale nie mogę... Nie chcę iść...-powiedziałem. Przed oczami pokazała mi się twarz Yui. Uśmiechała się szeroko. Zamieniła się mgłę. Znikła wraz z powiewem wiatru.
< Kaira? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!