Kolejny kieliszek pełen ognistej wody oderwał się od kamienia, na którym stał. Przechyliłem go wlewając gorzką ciecz w gardło, po czym zapijając sokiem z czarnych jagód zebranych przez mojego przyjaciela. Uwielbiałem takie wieczory...
- Powiedz mi Mirror - Wydusiłem z siebie krzywiąc się od smaku trunku. - Jak tam układa ci się z Black?
- Chyba dobrze, dogadujemy się... mieliśmy może jedną sprzeczkę. Ostatnio nawet...
- Myślała o szczeniakach, prawda? - Przerwałem wypowiedź zaskoczonemu basiorowi.
- Tak, skąd ty to wiesz? - Mirror wyglądał na wyraźnie zaskoczonego .
Zamknąłem oczy, wyjąłem papierosa skręconego z suchych liści tytoniu, odpaliłem i zaciągnąłem dużą ilością dymu. Czułem na sobie zaciekawiony wzrok basiora... nie odzywając się, wystawiłem w jego stronę łapę z tlącą się trucizną. Zdziwiła mnie jego reakcja... wziął bez wahania. Kiedyś musiałem go namawiać na papierosa nawet po litrze bez popitki, a teraz... co się z nim stało?
- Skąd wiem, że myślała o szczeniakach? - Zapytałem uśmiechając się pod nosem.
- Tak, tylko nie mów, że czytałeś jej w myślach jak spa... - Znów nie dałem mu dokończyć uderzając z całej siły w drzewo znajdujące się po mojej lewej.
- Posłuchaj mnie uważnie, ty idioto. W tej watasze jest grupa wilków, które darzę nienawiścią... Każdy ich koszmar jest moją sprawką. Wyniszczam ich psychikę, a oni nie są tego świadomi. Jest jedna osoba, którą kocham... i druga grupka. Mianowicie wilki, za które jestem gotów skoczyć w najgorsze bagno. Wiedz, że zarówno ty, jak i Black należycie do tej trzeciej grupy. Nie wyrządzę wam krzywdy, nawet gdybym miał sam zdechnąć. A wracając... twoja partnerka przyszła do mnie, gdy byłem na patrolu. Pytała się mnie czy chciałbyś szczeniaki.
-Mhm, i co odpowiedziałeś? - Wilk wciąż drążył temat. W międzyczasie polałem kolejną kolejkę i wyjąłem dwa papierosy. Jednego wręczyłem mojemu przyjacielowi, sam zaś odpaliłem drugiego.
- Powiedziałem, że nie powinieneś mieć nic przeciwko. Nigdy nie okazywałeś jakiejś niechęci do dzieci. Co więcej, zawsze chciałeś założyć rodzinę. - Podczas mojego wywodu Mirror opuszczał wzrok coraz niżej i niżej... wiedziałem, że źle się czuje, nie wiedziałem tylko z jakiego powodu. - Co jest? - Zapytałem, sięgając po kieliszek. Wilk podniósł na mnie swój mętny wzrok. - Powiedz mi, jakbyś się czuł, gdyby twoja partnerka poszła pytać się o ciebie twojego przyjaciela? - Sytuacja z jego strony wyglądała dość głupio.
- Nie interesuje cię wyjaśnienie jakie mi podała? - Zapytałem wypuszczając srebrzysty dym, tym samym powodując powiększenie źrenic białego samca.
- Mów, mów... Mów! - Wydarł się na mnie, a jego głos załamał się pod wpływem chrypy. Nie rozumiałem jego agresywnego nastawienia.
- Powiedziała, że jest z natury nieśmiała i nie wyobrażała sobie zapytania ciebie wprost czy chcesz szczeniaki.
- Trochę to bolesne, ale jestem w stanie zrozumieć jej postawę. Dobra, bierz kieliszek. Trzeba to kończyć. - Mówiąc to prawie jak na rozkaz równocześnie przechyliliśmy szklane skarby z płynnym zlotem w środku. Noc była dość ciepła, jak na zimowy krajobraz. Odprowadziłem Mirror'a do jaskini, a samemu skierowałem się do swojej. Gdy wszedłem, Diletta już dawno spała. Aby jej nie budzić poszedłem do innego pokoju, zwinąłem się w kłębek i poszedłem spać. Tym razem nie zapowiadało się na spokojną noc. Pierwsza lokacja, w jakiej się obudziłem przypominała rzeźnię. Tysiące ciał wiszących na rzeźnickich hakach. Z każdego z nich skapywała krew, lampy były przysłaniane przez kilogramy mięsa. Na środku owego pomieszczenia stał wielki stół ociekający czerwoną juchą. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten zimny oddech na moim karku. W ciągu sekundy poczułem ból w przednich łapach... uświadomiłem sobie co to za scena. Przed mym pyskiem spoczęła odcięta głowa jednego z trupów wiszących w tym chorym wytworze mojej wyobraźni. Zacząłem się miotać, próbować wstać... w pewnej chwili poczułem jak dookoła mojego ciała powstaje lodowa powłoka, łamiąc mi każdą z możliwych kości. Zacisnąłem powieki, a gdy ból ustal znów je otworzyłem. Stałem na środku drogi. Widziałem cały pochód wilków. Niektóre szły uradowane, inne zapłakane. Na samym końcu tego pochodu szła para. Widziałem coś dziwnego... Mogę spokojnie nazwać to aurą. Dookoła wadery rozchodziła się zielona. Samiec miał czerwoną. Poza tym basiorowi brakowało oka. Jak on się do niej zwrócił?
- Czekaj! - Wołałem sam do siebie. Co? Jak? Wadera wpadła w płacz i utonęła w objęciach samca. - No jeszcze raz! Już gdzieś słyszałem jej imię... Wypowiedz je! Darłem się na całe gardło.
- Już wszystko dobrze Laet... - Okropny krzyk rozdarł moje uszy. - Chodźmy do domu. - Basior zakończył wypowiedź.
- Dobrze Kar... - Kolejny wrzask rozdarł moje bębenki uszne. Imiona... dlaczego nie mogłem usłyszeć ich imion? W pewnej chwili czyjś wzrok wbił się w moją osobę. Potężny basior, którego znałem... znałem bardzo dobrze. Zachowywał się tak jakby mnie widział. Mijając mnie odprowadzał mnie wzrokiem. Gustaw... Tak, pamiętam!
- Gustaw ! Gustaw! - Krzyczałem, jednak on nie słyszał. Padłem na kolana i zacząłem zalewać się łzami. - Dlaczego... dlaczego?! - Krzyczałem zdzierając sobie pazury na ostrych kamieniach. - Przepraszam cię! Przepraszam za każdy raz, gdy cię zawiodłem, przepraszam za to, że choć na chwilę cię opuściłem! Obiecywałem sobie, że nigdy nie zostawię przywódcy... Przepraszam! - Ponowne zamknięcie oczu i ponowne otwarcie powiek skutkowało zmianą lokacji. Ośrodek... jednak miejsce zupełnie inne. Schody prowadzące na górę. Wchodziłem i wchodziłem. Nie odczuwałem zmęczenia, lecz one zdawały się nie mieć końca. W pewnej chwili zobaczyłem drzwi. Wypadłem na dach, obserwując zniszczone Las Vegas. Stałem na dachu najwyższego budynku.
- Pięknie tu. Prawda Silence? - Zza otartych drzwi wyszedł Patton oraz Flash. Zafascynowani obserwowali kolejne grzyby bomb atomowych, pojawiające się na horyzoncie.
- Silence, lubisz takie klimaty? - Zapytał mnie Patton, wyciągając taśmę z jednego z dyktafonów.
- Tak, uwielbiam. A dlaczego pytasz?
- Bo to właśnie tu przyjdzie ci zdechnąć. - Warknął Flash wbijając mi strzykawkę z plazmitem i wstrzykując podwójną dawkę substancji. Łapy zaczęły mi się trząść, padłem na ziemię brocząc pianą z pyska. Czułem jak wcześniej wyjęta taśma owija się dookoła mojej szyi. Przywiązali ją do jakiegoś pręta, wzięli mnie na łapy, stanęli na krawędzi i rzucili mną w ciemną czeluść. Zawisłem dusząc się... świat czerniał, nie czułem łap... dosłownie słyszałem jak jakiś człowiek mówi:
- Eksperyment numer 5. Prowadzi Dr Hans Logan. Obiekt badań: E25 Dezerter. Badana... odporność na samobójstwo.
Obudziłem się zlany potem . Z przerażeniem patrzyłem na wiszącą na ścianie torbę z wszelkiego rodzaju znaleziskami... zastanawiałem się... co ja mam zrobione z psychiką?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!