Wstałam ra... A, nie, sorry - ja nie spałam. Pogrążałam się w swoim umyśle, jak to zawsze po zmianach. Jaskinia, w której rozmyślałam wyglądała przyjaźnie. Pełno w niej dziwnych wilków... A więc około trzeciej w nocy wyszłam na spacer. Cel podróży? Nieznany. A może znany...? Nie wiem. W każdym bądź razie, nie zadałam nikomu bólu od 5 dni. Musiałam się na czymś, czy kimś wyżyć. Poszłam nad pobliski wodospad, tak zwany Wodospad Życia. Nikogo tam nie spotkałam. Żadne zbłąkane zwierzę nie wpadło pod moje szpony. Postanowiłam się ruszyć. Po dwóch minutach spotkałam łanię. Odgryzłam jej nogę, patrzyłam z rozkoszą jak wierzga, próbując się utrzymać na 3 kopytach. Po chwili nadgryzłam jej szyję, tak aby żyła, ale nie była w stanie się poruszyć. Przez trzydzieści minut rozkoszowałam się cierpieniem łani. Potem pazurem pisałam różne bazgroły na jej brzuchu. Po tej udanej zabawie, od razu poczułam się lepiej. Zaciągnęłam zmasakrowaną łanię, a właściwie jej ciało, w krzaki i wróciłam do jaskini niespostrzeżona. Miałam ochotę opowiedzieć komuś o jej cierpieniu, ale czułam, że tylko mnie to fascynuje, więc bez słowa położyłam się i przymknęłam oczy. Udawałam, że śnię, lecz tak naprawdę pogrążałam się w swoich czarnych myślach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!