czwartek, 31 grudnia 2015

Od Hurtcalled Life - Sylwester po mojemu

Nowy rok, a co za tym idzie? Starzenie się, zmiany... Zmiany, których nienawidzę. Trudno mi było nie usłyszeć wycia większości watahy. Bawiłam się wówczas trzema łaniami -powstrzymam się przed ujawnieniem szczegółów, gdyż były one dość wulgarne. Fajne świętowanie, przynajmniej moim zdaniem lepsze od jakichś dyskotek i innych pierdół. Po fascynującej - jak dla mnie - zabawie, ułożyłam się pod drzewem, pragnęłam zasnąć, ale nie mogłam. A dlaczego? No, hm... jak już wcześniej wspomniałam, wycie większości watahy. Zrezygnowałam ze snu. Sięgnęłam po butelkę Whisky, która leżała pod drzewem. Wzięłam duży łyk i przymknęłam oczy, jednak nie pomogło to w zaśnięciu. Wybrałam się więc na spacer, spacer nad Wodospad Życia. Szłam mozolnie, popijając Whisky. Po długiej drodze zauważyłam urwaną gałąź. Jako iż i tak nie mogłam zasnąć, chwyciłam w zęby gałąź i usiadłam pod drzewem. Popatrzyłam na kłodę przenikliwym wzrokiem, po czym pobiegłam do jaskini. W jaskini nikogo nie było, chyba wszyscy udali się na tą imprezę, która coraz bardziej mi przeszkadzała. Wzięłam nożyk, który leżał przy moim miejscu snu i popędziłam pod drzewo. Dopiłam Whisky i wzięłam się za struganie. Strugałam... sama nie wiem co. Może po pijaku wyglądało to fajnie... Po trzydziestu minutach zasnęłam pijana z Whisky w łapie oraz nożykiem w pysku. Przebudziłam się o północy. Na kacu wróciłam do jaskini, a następnie przymknęłam oczy, lecz już nie mogłam zasnąć. Nie mając nic innego do roboty, ponownie zagłębiłam się w swoim ciemnym umyśle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!