Jak co dzień przemierzałem poszczególne tereny watahy. Pogoda nie należała do najprzyjemniejszej: zimny, przeszywający wiatr, zachmurzone niebo i prawie całkowity brak odczuwalnych promieni słonecznych dawał wrażenie jakby na nieboskłonie osadziły się tony gwiezdnego pyłu. Lokacja w jakiej aktualnie się znajdowałem nosiła nazwę Polarne Wodospady. Zazwyczaj piękny krajobraz owej zacisznej krainy wyglądał dziś dość ponuro. Cały świat zachowywał się jakby chciał przekazać mi "Wracaj do domu, nie idź dalej.". Ignorowałem ostrzeżenia dudniące wewnątrz mojej podświadomości. Pomimo wyraźnego poczucia niepewności i niechęci przemieszczałem się dalej, a po kilku minutach znalazłem się przy granicy Pałacu Żywiołów. Przez myśl przeleciał mi taki dość delikatny wątek "Jeśli będziesz miał umrzeć... postaraj się umrzeć z godnością." Ciekawiło mnie czy pod pojęcie "umrzeć z godnością" oznacza przekroczenie tej granicy. Byłem mniej więcej w połowie długości granicy, kiedy blisko dwudziestu metrów przede mną zobaczyłem parę wilków. Czarna wadera i biały basior zbiegali z górki najwyraźniej próbując wyprzedzić się nawzajem. Zacząłem biec w ich stronę z dwóch powodów. Po pierwsze, biegli idealnie w stronę śmiercionośnego terenu, a po drugie... była to dwójka moich najbliższych przyjaciół. Zdążyłem prawie idealnie. Black Orchid zatrzymała się na moim ramieniu, niestety Mirror nie miał tego szczęścia. Oblodzony pagórek wykrzywił jego łapę, a upadek uniemożliwił mi zatrzymanie basiora przed granicą. Obserwowałem jak białe ciało sunie pół metra za granicę.
- Black, zamknij oczy. - Wyszeptałem próbując powstrzymać łzy nagromadzone w kącikach. Przed oczami momentalnie przeleciały mi wszystkie treningi, rozmowy, wieczory przy kieliszku, polowania, porażki i zwycięstwa. Wszystko co zdobyliśmy we dwójkę... miało zniknąć dosłownie za kilka sekund. Retrospekcja skończyła się idealnie w chwili, gdy ogromny piorun runął z szarego nieba trafiając idealnie pomiędzy oczy basiora. Po raz pierwszy miałem ochotę zwymiotować widząc czyjąś śmierć. Wciąż bulgocąca krew wylewała się z połowy tułowia. Druga połówka wraz z łbem została rozerwana podczas uderzenia gromu. W promieniu dwóch metrów od ciała leżały fragmenty jelit, żołądka, kości, mięsa, płuc...
- Silence... powiedz mi, co mam pod łapą. - Zapytała Black ukazując zaciśnięte powieki. Spojrzałem w dół a moim oczom ukazał się nieduży, czerwony mięsień. Mirror tyle razy wspominał, że jego serce zawsze będzie należało tylko do niej. Teraz mogłem zobaczyć potwierdzenie tych słów. W pewnej chwili wszystko ucichło. Jakby cała natura pogrążyła się w żałobie. Całą tą ciszę przerwał przeraźliwy okrzyk Black. Pomimo moich próśb otworzyła ślepia... jednak prędzej czy później musiałaby to zobaczyć. Ledwo udało mi się ją utrzymać. Po kilkunastu sekundach uspokoiła się, upadła na kolana płacząc i zawodząc. Doskonale wiedziałem, że trzeba będzie poinformować o tym alfę. Wolałem nie przyciągać tu Flash'a, nie wiedziałem jak zareaguje na wiadomość o śmierci na zakazanym terenie.
- *Star.* -Telepatyczna wiadomość powędrowała w eter. Po chwili z tej samej pustki powróciła odpowiedź.
- *Silence, coś się stało?*
- *Przyjdź najszybciej jak możesz pod granicę Pałacu Żywiołów.* - Na tym skończyłem moją wypowiedź. Telepatia nie mogła oddać mojego stanu. Stojąc nad Black Orchid i pilnując aby również ona nie przekroczyła granicy co sekundę ocierałem krwawe łzy mimowolnie wydobywające się spod powiek. Dziękowałem sobie, że potrafię tłumić niektóre emocje. Wewnątrz całą moja dusza dosłownie krzyczała. Przeraźliwy skowyt czegoś co było związane z jego charakterem wypalał moje bębenki uszne. Nie mogliśmy jednak stamtąd odejść. Pozostało nam jedynie czekać na Star, wiedziałem, że ciała raczej nie odzyskamy... Ale wybrałem samicę jeszcze z jednego powodu. Czarna wadera wciąż wyła i co chwilę przerywała, aby opanować płacz. Miałem nadzieję, że alfa choć w minimalnym stopniu pomoże mi ją uspokoić.
< Star? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!