Spojrzałem zaspanymi oczami na kalendarz. 1 grudnia! Coraz bliżej świąt! Ucieszyłem się, ale zaraz zmarkotniałem i zmarszczyłem nos.
- Nie ma choinki, nie ma świąt... - mruknąłem. Wybrałem się do lasu. Uznałem, że nie będę używał mocy do świąt, będę robił wszystko "ręcznie" i bez moich mocy. Poszukałem dorodnej jodły i poszukałem czegoś, czym można by było ją ściąć. Niedaleko mnie leżał bardzo ostry i duży kamień. Z trudem wziąłem go w pysk i zacząłem rąbać drzewko. Po chwili złapałem za czubek jodły i zacząłem ciągnąć. Zajęło mi dużo czasu, zanim dotarłem do jaskini. Potem... wypadało to drzewko postawić... Ciągnąłem, szarpałem... bez skutku. W końcu wdrapałem się po ścianie jaskini i skoczyłem na sufit. Miałem linę okrętową, którą zaczepiłem czubek choinki, skoczyłem na ścianę i zacząłem ciągnąć. Drzewo ustało. - Choineczka jak się patrzy! - powiedziałem zadowolony z siebie i zerwałem linę. Choinka - jest. Potem jakieś... ozdoby. Wziąłem jakieś materiały i zacząłem tworzyć łańcuch. Później obwinąłem takowym choinkę. Później wziąłem kamienie i zacząłem malować je na różne wzory, po czym przyczepiłem nitkę. Zawiesiłem je na gałęziach. Choinka - jest, ozdoby - są...Czego brakuje? Jedzenia! Wyszedłem z jaskini nad rzekę. Jeszcze nie zamarzła, moje szczęście. Zacząłem łowić ryby. Kiedy zauważyłem na przykład łososia, już wyciągałem łapę do wody i wypychałem rybę na śnieg. Ta dusiła się z braku tlenu, jaki jest pod wodą. Później poszedłem na polowanie do lasu i na łąki. Zauważyłem tam piękne okazy, typu karibu, czy dostojne, dorodne, wielkie jelenie. Było tam też ptactwo. Zacząłem polować i po chwili zanosiłem jelenia, dwie łanie, trzy kaczki, trzy zające, osiem wróbli i siedem sikor do mej jaskini. Przyrządziłem jedną rybę, a pożywienie schowałem do miejsca, gdzie je trzymałem. Oczywiście, nie zdradzę gdzie. Po chwili usłyszałem wycie. To wyła jakaś wadera. Zerwałem się na równe łapy i wybiegłem z jaskini. Może coś jej się stało? Po chwili zauważyłem czarną sylwetkę wilczycy.
- Co ci jest? Dlaczego płaczesz? - spytałem podchodząc.
- Bo muszę żyć! - krzyknęła szlochając.
- Co w tym takiego złego? - spytałem ponownie siadając obok niej.
- Ty nic nie rozumiesz! Wynoś się stąd! - krzyczała przez łzy.
- Ten teren nie jest twój, a może tylko twój, jeśli należysz do watahy. - odparłem, po czym wstałem i poszedłem do jaskini. Wziąłem jednego zająca i zawróciłem do wadery.- Masz... może jesteś głodna? -powiedziałem przysuwając zająca do niej. - A chociaż powiesz mi jak masz na imię?
- Miracle. - bąknęła i złapała zająca, po czym zaczęła łapczywie jeść. Wiedziałem, że będzie głodna.
- Ja jestem Jason. - przedstawiłem się i patrzyłem jak wadera zajada mięso.
<Miracle? Naszła mnie wena, bo czytałam o rybach. Chwalmy ryby! :d>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!