Jak
zwykle kiedy nie miałam nic do roboty przechadzałm się po terenach
watahy. Życie toczyło się spokojnie... nic się nie działo... Właśnie
dochodziłam do wshodniej granicy watahy kiedy coś ciemnego zaczęło
krążyć wokół mnie. Poruszało się szybko więc nie mogłam stwierdzić co
to. Po chwili poczułam jak ktoś mnie chwyta od tyłu. Odruchowo
wierzgnęłam się do przodu. Pozbyłam się napastnika. Nagle jakaś dziwna
siła chwyciła mnie i uniosła w powietrze. To była magia. Czarna magia.
Znałam ją skąś. Usłyszałam za sobą złowieszczy głos.
-Myślałaś, że uciekłaś? Mylisz się moja droga.- roześmiał się psychopatycznie. -Devin.- syknęłam odwracając się w stronę ojca. -O, jak miło usłyszeć, że córka po tylu latach pamięta imię ojca. Ale do rzeczy: nie myśl sobie, że uwierzę, że nie znalazłaś watahy. Tak się złożyło, że Redo umie jednak cię znaleźć.- ścisnął mnie mocniej.- Nie zostawię cię w spokoju. Jeszcze wrócę. Ale tym razem.- w jego oku pojawił się niebezpieczny błysk.- Pójdę do najwyższej hierarhii. Tak do informacji jakbyś nie wiedziała: Do Alf. Chyba nie muszę mówić ci co zamierzam zrobić. A i jeszcze jedno: do watahy dołączyło wilele wojowników. Nie macie szans.- zniknął. Nie zwlekają pobiegłam do jaskini Alf. Znalazłam w niej Gniwerę. -Gniwero!- zawołałam zdyszana. -Spokojnie Carlo. Co się stało?- zapytała. Opowiedziałam jej całą sytuację. Kiedy skończyłam do jaskini wszedł Gustaw. < Ginewra? Gustaw? > |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!