Zwykły, spokojny wieczór. Ciepłe powietrze przedostające się do wnętrza mojej małej jaskini. Cisza. Niewyczuwalne podmuchy wiatru znad morza otaczającego brzeg plaży rozsypywały niewielkie ziarnka piasku dookoła. Wieczór wydawał się po prostu cudowny. Było tak cicho i przytulnie, nawet, kiedy dzień był naprawdę upalny. Postanowiłam wyjść na zewnątrz, jak co wieczór wraz z zachodem słońca. Tym razem jednak skierowałam się nie brzegiem plaży, a ku linii horyzontu, gdzie za wodą nieboskłon idealnie się z nią stykał. Miliony gwiazd lśniły dookoła, a przez odbicie lustrzane, czułam się jakbym chodziła wokół nich. Westchnęłam cicho, oddychając rześkim powietrzem. Wspaniała noc. Wtedy jednak nie wiedziałam, że ten z pozoru niebiański nastrój, będzie początkiem serii nieszczęść i nieprzyjemnych wydarzeń.
Wszystkie ptaki spały już w koronach drzew, na uwitych przez siebie gniazdach, jedynie owady grały z oddali. Wiatr szumiał kojąco wywołując fale na wodzie. W pewnej chwili jednak coś dużego przyćmiło blask księżyca. Zdziwiłam się nieco i spojrzałam ku górze. Istota rozmiarów dużego ptaka odleciała w nieznane, pozostawiając mnie kilkanaście metrów od morza z materiałem, łudząco podobnym do zwiniętej kartki papieru. Po kilku czarnych piórach, które opadły powoli do wody, mogłam wywnioskować, że ich właścicielami był kruk. Stworzenie nie często spotykane na naszych terenach. Jego pióra mieniły się w blasku księżyca tysiącem metalicznych barw, od fioletu, po błękit. Niemniej zdziwiło mnie zjawisko, iż ptak nie przybył z niczym. Podniosłam zwiniętą kartkę, która zdążyła już dobrze nasiąknąć wodą, i skierowałam się ku jaskini. Tam zapaliłam niewielką lampkę, albo raczej coś na jej wzór. Blade, zielonkawe światło oświetliło wnętrze jamy, wraz z przedmiotem "otrzymanym" od kruka. Kartka była niestety pusta na pierwszy rzut oka. Przyjrzałam się jej uważnie. Wyraźnie było czuć jakiś olej, siarkę, lub coś podobnego. Nie wiem dlaczego, ale na myśl nasunęło mi się jedno rozwiązanie. Położyć materiał nad ogniem. Niestety nie potrafiłam władać tym żywiołem, a wytworzenie go na plaży było wręcz niemożliwe. Bardzo mnie jednak ciekawiło, jaka wiadomość może być zaszyfrowana. W tym celu udałam się do lasu, aby nazbierać trochę drewna. Jednak niedawno padał deszcz, więc znalezienie suchych gałązek było nie lada wyzwaniem. W końcu jednak udało mi się znaleźć to czego szukałam. Wróciłam więc do jaskini.
Naprawdę znacznie łatwiej byłoby posiadać moc kontroli nad ogniem. Jednak w końcu udało mi się, a płomień zamajaczył na gałązkach. Nie był on jakiś duży, jednak miałam nadzieję, że to wystarcza. Jak się okazało miałam rację, jednak najpierw musiałam osuszyć kartkę. Dopiero wtedy zaczęły się na niej pojawiać w magiczny wręcz sposób wygrawerowane złotym płynem litery. Na bokach kartki idealnie wysadzane złotawe wzorki i szlaczki, wzorowane na pięknych kwiatach. Stanowiły idealną ozdobę. Zdecydowanie była to robota jakiegoś sztukmistrza, ponieważ wszystko było idealne. Dokładny minimalizm, a tak cieszy oko. Jednak nie to było przesłaniem tego "listu". Bo po co ktoś miałby szyfrować zdobienia na kartce? Na środku materiału, piękną, czytelną czcionką, były wypisane 3 proste słowa. "Ktoś cię obserwuje". Dopiero po ponownym przeczytaniu zrozumiałam sens tych słów. Rozejrzałam się uważnie, czując, jak bardzo mną to wstrząsnęło. Po chwili jednak uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie ma się czego obawiać, gdyż pewnie to nasz kochany przywódca Savior robi sobie ze mnie żarty. Postanowiłam więc z nim pogadać i wyjaśnić to wszystko. Jednak była jeszcze noc, a ja nie chciałam, aby znów tracił przeze mnie cenny czas. Jestem istotą znacznie preferującą ciepło, jednak to mnie nie usprawiedliwiało do nachodzenia innych członków klanu w środku nocy. W końcu każdy musi się wyspać, a ja mogę pójść rano. Ułożyłam się na posłaniu czekając, aż słońce zacznie wschodzić. Wiedziałam, że wtedy alfa wychodzi na zwiad terenu, a ja mogłam się przemknąć przed południem. W oczekiwaniach na wschód rozmyślałam, co mu powiem, kiedy już się spotkamy. O ile w ogóle się spotkamy, ponieważ miałam niemałe obawy, czy oby na pewno pójście do niego w tak błahej sprawie będzie dobrym rozwiązaniem. Zapewne zrobiłabym z siebie idiotkę, gdybym powiedziała, że naprawdę się tym przejęłam.
Wyruszyłam jakiś czas przed wschodem, by zdążyć odpowiednio szybko dość na miejsce. Gdybym nieco zwolniła tempa, mogło by się to skończyć zarówno spotkaniem ze słońcem, czego wolałam jednak uniknąć, jak i rozmyśleniem się. Wiedziałam jednak, że skoro już postanowiłam do niego pójść, to pójdę, bo głupio by było rezygnować. Tym bardziej, że jest on jednak alfą, a tego nie należy ignorować. Po niedługim czasie znalazłam się już prawie, że na miejscu, do którego chciałam dotrzeć. Jednak zanim zrobiłam ostateczny krok, w mojej głowie znów zrodziły się myśli, te najmniej potrzebne, które uniemożliwiły mi racjonalne myślenie. W głowie miałam tylko jedno pytanie. Jak bardzo wyjdę na idiotkę? Jeśli to były żarty, wyszło by na to, że nie mam poczucia humoru, oraz, że bardzo się wszystkim przejmuję. A nie chciałam znów stracić w jego oczach. To nie byłoby nic przyjemnego. Bo kto lubi smak porażki?
Przede mną dostrzegłam owego basiora. Jego futro cudownie mieniło się w świetle wschodzącego słońca. Pomyliłam się jednak w moim obliczeniach. Nie wychodził na obchód terenów. Zamiast tego właśnie wracał do swojej jaskini. Powiedziałam sobie, że teraz, albo nigdy. Niepewnym krokiem wyłoniłam się z obecnej "kryjówki" i stanęłam przed nim, niechętnie torując dalszą drogę. Wiedziałam, że to, co robiłam, było złe, jednak nie byłam w stanie odejść. Znaczy, niby mogłam, ale było by to jeszcze bardziej nie na miejscu. Basior, gdy tylko się zatrzymał, spojrzał na mnie surowym wzrokiem, jednak po chwili delikatnie się uśmiechnął. Skłoniłam łbem lekko na przywitanie, nie potrafiąc zebrać z sobie sił, by się odezwać.
- Witaj, Inez. Co cię do mnie sprowadza? - Spytał jakby zadowolony ze spotkania. Nie wiedziałam, jak mogłam mu przekazać, co miałam na myśli. Jedynym wyjściem wydawało mi się pokazanie kartki, którą przekazał mi kruk tej nocy. Niepewnie rozwinęłam kartkę i pokazałam ją wilkowi. Miałam nadzieję, że to faktycznie jego sprawka, oraz że mi to wyjaśni, a ja będę mogła spokojna wrócić do domu. Poczekałam więc na to, co powie. Jednak tak szybko się nie doczekałam. Wilk zamilkł, wyraźnie zaskoczony przedmiotem, który mu pokazałam. Nie byłam pewna, czy to był dobry pomysł, żeby zawracać mu głowę.
- Jeśli.. Jeśli to był twój pomysł... - Wyszeptałam cicho, jąkając się. Nie mogłam, albo raczej nie potrafiłam powiedzieć nic więcej. Spuściłam łeb, kładąc po sobie uszy i oznajmiając tym samym słabość. Nie doczekałam się jednak odpowiedzi. A bynajmniej nie takiej, jaką chciałam usłyszeć.
- Nie mam z tym nic wspólnego - Odpowiedział. Westchnęłam w duchu z ulgą. To nie był on. Ale pozostała ta nuta niepewności, która już po chwili przejęła całkowicie mój umysł. Jeśli nie on, to kto? - Kto ci to dał? - Spytał całkiem poważnie.
- Kruk.. Kruk... W nocy. Upuścił tą kartkę.. Prosto przed moimi łapami.. - Każde słowo dobierałam bardzo dokładnie, a wypowiadałam je tak cicho, jak tylko mogłam. Naprawdę się bałam. Spojrzałam niepewnie na basiora.
Wyglądało to tak, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. Nie wiem, o czym myślał. Nie potrafiłam tego jednoznacznie stwierdzić. Wiedziałam jedynie, że cała ta sytuacja wydawała mu się dziwna, a bynajmniej tyle mogłam wywnioskować z jego reakcji, kiedy mu o tym powiedziałam. Głuchą ciszę przerwał odgłos uginającej się gałęzi. Spojrzeliśmy w tamtym kierunku. W cieniu listowia zamigotała para czarnych jak smoła ślepiów, jednak owe spojrzenie okazało się jedynie jakimś ptakiem, którym nie należało się zbytnio przejmować.
- Ten list, na pewno nie należy do mnie, ani nikogo z tego klanu - Orzekł basior. - Mało kto potrafi tak pisać. Można by wręcz powiedzieć, że jest to dzieło sztuki. Ktoś, kto to zrobił, musi znać się na rzeczy. I raczej nie jest to żart.
Savior zbyt wiele mi nie podpowiedział, jednak nadal nie otrzymałam odpowiedzi na podstawowe pytanie. Kto jest autorem tej kartki i co miał na myśli, chcąc mi to przekazać. Miałam cichą nadzieję, że może jest to jedynie ostrzeżenie, a nie groźba. A jeśli ta osoba się ze mną bawi? Nie, nie, nie. Tych pytań było już za wiele. Przestawałam racjonalnie myśleć. Odetchnęłam głęboko i jeszcze raz przeanalizowałam fakty.
- Dziękuję. Postaram się dowiedzieć, kto to - Powiedziałam cicho, wymuszając minimalny uśmiech. Mimo zamieszania wśród moich "szarych komórek", nie chciałam wyjść na bezuczuciowca i gbura.
- Może pomóc ci szukać? - Zaproponował alfa.
- Nie, nie trzeba.
- To może być niebezpieczne.
- Poradzę sobie - Po tych słowach odeszłam w swoją stronę, choć było to trudne. Nie łatwo jest odmówić komuś oferowanej pomocy. Zwłaszcza, jeśli jest to ktoś wyższy. Chociaż dla innych to może żadne osiągnięcie, jednak ja, istota aspołeczna i z dziką duszą, musiałam zebrać w sobie odwagę. Było to trudne, ponieważ na początku chciałam wykrzyknąć "tak!". Ale wiedziałam, że nie mogę narażać na cokolwiek głowy klanu. Zwłaszcza, jeśli ta wyprawa faktycznie okazała by się niebezpieczną. Albo zwyczajnie przesadzałam. Bądź co bądź, pożegnałam się z alfą i wróciłam do jaskini, rozmyślając, jakie kolejne kroki podjąć. Wiedziałam, że muszę szybko znaleźć autora tej wiadomości i dowiedzieć się, co chciał mi przekazać. Na początku myślałam, że może to sprawka kogoś z innego klanu. Najprawdopodobniejszą opcją wydawał się klan pod władaniem Fallen'a i Altheny. To było jedyne, w miarę logiczne, rozwiązanie, jakie przychodziło mi na myśl. Cecidisti Stellae słynie z bezwzględnych zabójców i terenów nie objętych jakimikolwiek prawami. Mieli do siebie duży dystans i często robili niezbyt miłe żarty. Po dłuższym zastanowieniu się jednak doszłam do wniosku, że raczej nie byliby zdolni posunąć się do czegoś takiego. Fakt, że tereny ukryte w wiecznie zielonym lesie i obejmujące dziką plażę, były jedynymi, na których nikt jeszcze nie padł ofiarą wygnańców, jednak to było zbyt absurdalne, bo komu chciało by się pisać tak dokładną kartkę?
QUEST ZALICZONY!