Obywatele innych Klanów natychmiast wpadali w panikę, kiedy choćby słyszeli nazwę naszej potwornej familii, jaką było Cecidisti Stellae. Wszystkim wydawało się, że Fallen zsyła nas jako swoich wojowników do zabijania konkretnych wilków w konkretnym celu, co było bzdurą. Nas goniły instynkty. Podążaliśmy za tym, co sprawiało, że nasze serca rozpalały się żarliwie. Dążyliśmy do spełnienia i do poczucia satysfakcji. A nic nie dawało takiej satysfakcji, jak możliwość poczucia wilka wszystkimi swoimi zmysłami. Widok jego cierpienia, smak jego krwi, zapach szukających go najbliższych, słyszenie jego ostatnich słów i wreszcie agonalnego wrzasku... wszystkie te rzeczy były dla mnie jak narkotyk, nie umiałem zbyt długo bez nich wytrzymać. Ofiary takie jak zające lub inne drobne stworzenia nie były tak zadowalające jak własny pobratymiec. Najczęściej zabijaliśmy właściciele bez powodu, chcąc jedynie zaspokoić nasze potrzeby.
Nikt nie kazał Alexis wychodzić na przechadzkę akurat wtedy. Zawsze była dla mnie dość dziwną waderą. Nigdy szczególnie dużo nie rozmawialiśmy, wnerwiały mnie jej huśtawki nastroju, to jak szybko owinęła sobie Jason'a wokół palca, nie będąc nikim specjalnym. Była nijaka, niczym się nie wyróżniała, jakby stanowiła jedynie tło dla wszystkich ważnych zdarzeń. Nawet jako delta nie była zbyt znana... a teraz była betą w Królewskim Klanie i nadal niewiele osób się do niej odzywało. Nie musiałem być z nią, by posiadać taką wiedzę, trochę już ją znałem, wszak kiedyś byliśmy po tej samej stronie.
Zawsze wydawała mi się zagubiona, jednak spoglądając w jej oczy po raz ostatni z wyrazem neutralności na pysku, zobaczyłem wołanie o pomoc. Z jednej strony świat jej się walił, ale z drugiej był taki piękny u boku partnera. Połowa niej chciała żyć, druga połowa umrzeć. Była rozdarta. Jednak nie uciekła. Wybrała śmierć. Oddała się jej, wybierając mnie jako jej pośrednika między światem ziemskim, a zaświatami.
I choć walczyła ze mną, od początku się poddała. Jej umysł był już przygotowany na śmierć, jednak ciało nadal walczyło, nie chcąc się pogodzić z wolą swojej właścicielki. Umysł, próbując zapanować nad ciałem, nie skupiał się na unikaniu moich ciosów. Wilczyca zmarła bardzo szybko, właściwie nie byłem pewny, jak ją zabiłem. Tak jakby jej duch sam ulotnił się z jej ciała...
Pogrzebałem Alexis tam, gdzie zginęła, po czym wróciłem do siebie, wciąż mając przed oczami wyraz jej pyska i tamto rozdarte, pełne bólu spojrzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!