piątek, 7 lipca 2017

Od Altheny C.D. Fallen'a "Chantaje"


Przysiadłam na naszym tymczasowym posłaniu i spojrzałam mu w oczy. Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu, po czym zdecydowałam się położyć. Niewiele później Fallen do mnie dołączył i otulił mnie skrzydłem. Pomimo tego jak o tym mówił, „pozycja” ta była wygodna jak dla mnie i czułam się bezpiecznie. Nie odzywaliśmy się ani słowem i tylko ryki „podopiecznych” Fallena przerywały ciszę. Myślałam, że na początku to będzie uciążliwe, jednak ku mojemu zaskoczeniu nawet nie zorientowałam się, kiedy ponownie zasnęłam.

***

Biegłam przez nieznany mi, bardzo gęsty las. Podążał za mną ten okropny duch na sterydach, człapiąc niezgrabnie na łapach odmawiających posłuszeństwa. Pomimo iż biegłam ile sił w łapach, on nadal był o krok za mną. Miałam w głowie myśl, że muszę uciekać, bo inaczej wypruje ze mnie wszystkie flaki...
W końcu udało mi się wybiec na piaszczystą plażę. Zgubiłam co prawda potwora, jednak przede mną znajdowało się coś dużo gorszego. Widziałam ślady ciemnobordowej krwi, jakby ktoś ciągnął zwłoki. Podążając za nią dostrzegłam, że krew zaczyna zamieniać się w wnętrzności, a po chwili dostrzegłam ciało ich właściciela. Był nim mój partner...
Natychmiast ruszyłam biegiem w jego stronę, jednak sceneria ponownie się zmieniła. Tym razem znalazłam się w jakiejś klatce. Wydawało mi się, że lewitowała ona, ponieważ strasznie ciężko było mi utrzymać równowagę i nie mogłam dostrzec podłogi. Panowała tu całkowita ciemność, można było to uznać wręcz za czerń i pustkę. Jedyne co się z niej wyróżniało to cztery pary oczu – ciemnoszare, różowe, zielone, i żółto-czerwone. Czułam się osaczona, rzucałam na wszystkie strony. Miałam poczucie, że muszę zniszczyć właścicieli tych ślepi.
Bawiła ich chyba moja szarpanina z niczym, bo słyszałam różne szepty i cichy śmiech. W końcu jednak oberwałam mocno w głowę i zobaczyłam całkowitą pustkę...

***


Gwałtownie otworzyłam oczy i uniosłam głowę. Rozejrzałam się dookoła i zdając sobie sprawę, że czuję coś na plecach odskoczyłam jak oparzona. Dopiero po chwili wszystko zaczęło do mnie docierać „na trzeźwo” – to był Fallen. Żyje. Wszystko jest u niego na miejscu. Jesteśmy oboje w domu, w twierdzy. Na terenach Cecidisti Stellae. Nikt nas nie atakuje, jest poranek i do jaskini wpadają minimalne stróżki światła. Jesteśmy bezpieczni, nie muszę się bać. Wszystko w porządku...
- Then..? – zapytał z nutą troski w głosie
- To tylko koszmar, prawda...? – zapytałam cicho jak dziecko, spuszczając głowę i tuląc uszy

< Fallen? Sorki że krótko >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!