poniedziałek, 3 lipca 2017

Od Ivy - Pora zażegnać samotność, cz 3


Minęły już trzy dni od kiedy wróciłam z jajem na tereny klanu Fortis Corde. Powoli zaczynałam tracić nadzieję na wyklucie się z niego mojego przyszłego towarzysza. Biorąc pod uwagę fakt, że jego rodzeństwo poruszało się po świecie zanim znalazłam ich legowisko, można było dojść do banalnego wniosku - czas działał na jego niekorzyść. Po raz kolejny ułożyłam się do snu układając delikatny, biały przedmiot w objęciach mojego ogona, nie wiedziałam jednak, że ta noc będzie nocą niezwykłą. Ze snu zerwałam się blisko trzeciej rano, i od razu poczułam, że coś jest inaczej. Istotnie, przedmiot będący moim oczkiem w głowie zaczął się poruszać. Początkowo były to lekkie drgawki i przez myśl przeszła mi nawet opcja, że to ja je wywołałam. Bardzo szybko jednak odrzuciłam ten poroniony pomysł, a pomogło mi w tym pęknięcie rozdzierające śnieżną biel skorupki jaja. Coś czarnego przez ułamek sekundy przełamało odwieczną barierę i wydostało się z kruchego więzienia, była to jedna z czterech łapek. Chwilę później wyrwa w skorupie się powiększyła, a moim oczom ukazała się mała, cętkowana głowa. Zaczęła uważnie obserwować otoczenie, w którym znajdowała się w danej chwili. Podziwiałam to widowisko prawie płacząc z radości. Gdzieś w głębi wiedziałam, że da radę... jednak coś musiało spowodować to opóźnienie. Mógł być po prostu słabszy, albo coś dorastało w nim dłużej. Co oznaczałoby, że również jest zwierzęciem magicznym. W ułamku sekundy z moich przemyśleń wyrwał mnie cichy trzask. Przypominał on dźwięk łamania zapałki, ale był wystarczająco donośny, aby wypełnić całą jaskinię. Drobna postura gada rzuciła równie malutki cień na zimną podłogę. Był pokryty cienką i chropowatą skórą. Jego umaszczenie do złudzenia próbowało nakłonić agresora do pozostawienia go w spokoju. Grzbiet miał pokryty czerwienią, natomiast łeb, łapy oraz ogon delikatną żółcią. Oczywiście każdy z kolorów był przeplatany ciemnymi plamkami. Doskonale znałam te zwierzęta i wiedziałam, że z czasem to właśnie te ciemne plamki przejmą całą piękną kolorystykę i pokryją jego skórzany pancerz szaro-brązowym odcieniem. Delikatnie wyciągnęłam do niego łapę, a ten bez większego zahamowania wszedł na nią, dokładnie badając każdy możliwy włos. Był piękny... i tak, mogłam śmiało powiedzieć, że jest on płci męskiej. Powoli udałam się w głąb jaskini, zastanawiając się nad imieniem dla mojego przyjaciela. W międzyczasie ucięłam kawałek świeżego, jeszcze krwistego mięsa, po czym podsunęłam mu pod pysk. Do posiłku podchodził dość nieśmiało, ale w końcu się do niego przekonał. Nie zjadł dużo, a ja byłam pewna, że tyle mu wystarczy, w końcu nie jest głupi. Ma swój własny instynkt. Po pierwszym posiłku mojego maleństwa ułożyliśmy się na posłaniu. Widać było, że jego biologiczny zegar działa perfekcyjnie, zasnął tuż obok moich łap. 
- Witamy wśród żywych... a przy okazji, dobranoc Vox. 
Zamknęłam oczy z góry zakładając jutrzejszą podróż do alfy w celu odnalezienia ewentualnego żywiołu. Koniec z samotnością, przynajmniej na jakiś czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!