UWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW.
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Biegłam przez las ciężko dysząc.
- Kurwa, po co ja się męczę?! Przecież po prostu mogę tak! - powiedziałam do siebie i teleportowałam się do Lasu Dusz. Zauważyłam Jorela'a.
- Kevia, cześć. - zaczął znudzonym tonem. - Jak chcesz, klapnij sobie...
Usiadłam obok niego.
- Czy coś się stało? - zapytałam mrużąc powieki, pokazując, że to pytanie jest do wygłupów.
- Nie ważne... - warknął.
- Hm... - zaczęłam łaskotać go po szyi. - Haha! Masz łaskotki!
- Do chuja, Kevia, przestań! - krzyknął.
- Ok, ok... ale wiesz, już wiem gdzie najbardziej masz łaskotki, i mogę czasami cię atakować. - puściłam oczko.
- Hej, ścigamy się? Na pustynię?
- Pewnie! - krzyknęłam.
Jorel zaczął biec na Pustynię Duchów. Ja postałam chwilę. Po chwili teleportowałam się na tę Pustynię.
- *Ja jestem już na miejscu*-przekazałem za pomocą telepatii.
- *Teleportowałaś się, tak?*- Również przekazał za pomocą telepatii.
- *Tak, lubię oszukiwać w biegach.* - odpowiedziałam, a po chwili zobaczyłam pędzącego wilka.
- Jorel! Aż się kurzy! - zawołałam, kiedy był bliżej mnie.
- Huh, ty oszustko! - mówiąc to, przewrócił i przygniótł mnie do ziemi. Nie wiem czemu, ale kiedy był obok, czułam motylki w brzuchu...
Ja jebie, czy ja się zakochałam?
<Jorel? Co ty na to?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!