Jako młody Alfa zdawałem sobie sprawę z moich obowiązków. Pomimo że inni mogli uważać moich rodziców za bezwzględnych morderców - co było oczywiście prawdą i byłem tego świadom - nie mogłem sobie wyobrazić kogoś lepszego na ich miejscu. Test na rodzicielstwo zdawali świetnie. Jednak ja swojej roli nie byłem w pełni pewien...
Od zawsze chcieli, abym wychowywał się bezstresowo. Natura jednak obdarzyła mnie inteligencją większą niż resztę. Nie dało się przede mną ukryć nadchodzącej wojny i tego, że nie mamy dużych szans na wygranie jej. Musiałem pomagać swoim rodzicom, a nie bawić się i ganiać za własnym ogonem, jak by tego chcieli. Rozumiałem, że żaden prawdziwy rodzic nie chce wciągać swoich pociech w niebezpieczeństwo. Taka była jednak kolej rzeczy, nie dało się tego uniknąć i uważałem, że im szybciej będę w stanie cokolwiek zdziałać, na cokolwiek się przydać tym lepiej.
Byłem już coraz starszy, bliżej było mi do dorosłości niż szczeniaka. Wylegiwanie się i zabawy z rodzicami coraz częściej zastępowały samodzielne treningi walki, polowania czy próby odkrycia moich mocy.
Niestety, byłem osobnikiem bardzo upartym i samodzielnym. Wzbraniałem się wszelkimi sposobami przed naukami u mistrza, którego nawet nie wybrałem. Rodzice coraz bardziej na mnie naciskali pod tym względem, ponieważ jakkolwiek bardzo mnie kochali, i tak musiałem zacząć i ukończyć trening z Wilczej Szkoły, jak każde szczenię. W sumie nie dziwiłem im się - bo jak to by wyglądało, gdyby potomek Alf nie wykonał ich postanowień? Nie miało to prawa bytu i decyzja ta ciążyła nade mną
To dzisiaj własnie miałem podjąć się pierwszego zadania. Znaleźć sobie mistrza. Po śniadaniu bowiem rodzice enty raz próbowali namówić mnie do zaprzestania samotnych treningów. Jak zawsze próbowałem przeciągnąć to w czasie, co dość podniosło mojej mamie ciśnienie. I takim oto sposobem wręcz wykopała mnie z naszej Twierdzy i zostałem sam z narzuconym mi zadaniem. Cóż mogłem począć?
Szczerze się przyznam, że niezbyt wsłuchiwałem się w rady rodziców co do wyboru odpowiedniego nauczyciela. Jednak do głowy wbili mi jedno - według nich najlepszym kandydatem na moje miejsce był Silent Fear. Zapewne posłuchałbym ich rad i udał się na poszukiwania go, jednak po poznaniu pewnej części naszego klanu znalazłem kogoś, kto odpowiadał mi znacznie bardziej, zważając na to iż Silent z tego co wiem posiadał już inną uczennicę. Tak więc skierowałem się w stronę Martwych Pustkowi, aby odnaleźć wilka imieniem Silence. To jego uważałem za dobry materiał na mistrza. Do moich uszu dotarło, że wiele lat wcześniej był członkiem tej watahy, jeszcze zanim została podzielona na klany. Musiał więc dobrze znać jej historię, a tym samym dobrze znać się na "życiu". Może nie wyglądał imponująco, jednak jakiś czas temu pozwoliłem sobie na rozmowę z wcześniej wspomnianym Silentem, który już wcześniej go znał. Pomimo swoich "docinków i żartów" dowiedziałem się o nim dużo "dobrego" i nawet trochę mi zaimponował. Tak więc, jeśli już zostałem zmuszony, dlaczego miałbym szukać dalej?
Po drodze nie zastanawiałem się, jak rozpocząć rozmowę czy jak o to zapytać. Najlepszym wyjściem jest zawsze być bezpośrednim, i tak miałem zamiar zrobić. O dziwo, co było mi na łapę, udało mi się go znaleźć jeszcze przed jego lokum, więc od razu do niego podbiegłem i skinąłem głową na powitanie
- Witaj Silence, mam do ciebie dość ważną sprawę. Rodzice męczą mnie, żebym wybrał sobie mistrza i wydajesz mi się najlepszą osobą na to miejsce. Czy byłbyś w stanie pomóc mi z treningami? - zapytałem na jednych tchu i dałem mu czas na zastanowienie się
< Silence? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!