poniedziałek, 2 stycznia 2017

Od Morfeusza - Historia mego przybycia na tereny Watahy Krwawego Wzgórza

Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, przyszedłem na świat w jednej z większych, greckich, a dokładniej korynckich, greckich watach. Nie mogę być tego do końca pewny, gdyż jak do tej pory, nikt nie potrafił tego potwierdzić, więc równie dobrze akurat ten element mojej historii mógł zostać przeze mnie wymyślony w celu zapełnienia pustki dotyczącej mych pierwszych chwil. Jedno jest jednak bezsprzecznie prawdziwe- rodzicieli nigdy nie było dane mi poznać. Teraz pewnie większość z Was zaczyna się zastawiać w jaki sposób w takim razie udało mi się przetrwać. Odpowiedź jest bardzo prosta - zostałem znaleziony i przygarnięty przez plemię długowłosych, wędrownych mężczyzn o skośnych oczach, którzy z niewiadomych dla mnie po dziś dzień przyczyn, uznali mą osobę za wcielenie bożego syna na ziemi i nadali mi mitologiczne imię Morfeusz. Ponadto otoczyli mnie najlepszą opieką. Zawsze choć jeden z nich mi towarzyszył, ale w dniu moich piątych urodzin po raz pierwszy się tak nie stało. Nie miałem zielonego pojęcia z jakiego powodu i, szczerze powiedziawszy, nawet się nad tym zbytnio nie zastanawiałem. W tamtej chwili bowiem co innego było dla mnie ważne- otóż nareszcie zostałem sam i mogłem spokojnie oddalić się w nieznane na poszukiwanie nowego miejsca do życia, w którym, gdyby szczęście mi dopisało, znalazłbym wreszcie prawdziwą, wilczą rodzinę.

***

Tak oto po prawie dwóch latach niestrudzonej wędrówki, w czasie której spałem tylko tyle, ile było to niezbędnie konieczne, abym mógł przywozicie funkcjonować, dotarłem do wielkiej, pokrytej krystalicznie czystym, śnieżnym puchem tundry. Zatrzymałem się na chwilę i wciągnąłem głęboko w nozdrza powietrze, w którym wyraźnie unosił się zapach kilkudziesięciu moich dzikich pobratymców,z których jeden musiał znajdować się dość blisko, bo jego woń była intensywniejsza od pozostałych. Nie zastawiając się długo, ruszyłem dalej. Po przybyciu kilku metrów, usłyszałem łamanie gałązki z lewej strony i natychmiast skierowałem tam czujne spojrzenie. Moim oczom ukazała się czerwono-brązowo-biała, najwidoczniej tutejsza, bo emanująca niezachwianą pewnością, wadera.
- Co ty tutaj robisz? - spytała, nim w ogóle zdążyłem się na to przygotować.
- Na imię mi Morfeusz. - przedstawiłem się na początek i dodałem. - Co do twojego pytania, to przybyłem tutaj z Grecji w poszukiwaniu stada, do którego mógłby dołączyć.

<Rathyen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!