Pozwoliłem waderze odetchnąć. Nie miałem zamiaru nic więcej mówić, dopóki się nie uspokoi. Wspomnienia o moich rodzicach nachodziły mnie noc w noc, cały czas pamiętam jak jako młody szczeniak przejąłem dowództwo nad watahą, która znajdowała się w środku prowadzenia wojny. Wyprowadziłem nas do zwycięstwa, kosztem mojego obecnego stanu. Niechętnie wypowiadałem się na jakikolwiek temat, stałem się nieufny i bardzo czuły na krzywdę drugiego wilka. Chyba nie taki charakter miałem odziedziczyć po rodzicach. Miałem być silnym i niezależnym basiorem, który z dumą przewodniczyłby watasze. A stałem się płaczliwym chłoptasiem. Wojna i przedwczesna strata rodziców, dwóch najważniejszych w życiu osób zniszczyła mnie doszczętnie, a na zgliszczach obiecującego i dającego nadzieję na lepsze jutro wilka powstałem ja.
I tak oto, przede mną, przed nieudacznikiem i marnym Alfą, przed wilkiem, który codziennie działa pod presją, którego codziennie zabijają wspomnienia, z którymi powinien już dawno się pogodzić stała silna, dorosła wadera o dwóch parach skrzydeł. Stała i płakała, wykrzywiając usta. Nie chciała płakać. Obok niej stał jej syn. Był może w moim wieku, jednak nie miałem pewności. Patrzył na matkę. On też wiedział, że nie chce płakać.
- Jeśli przybyłaś, by wrócić, przyjmę cię bez pytania o cokolwiek - Powiedziałem w końcu. Sam nie wiedziałem, co mam mówić. Wilczycą targały różne emocje. Mogła się za chwilę na mnie rzucić, a mogła też nie zrobić nic. Niczego nie byłem pewien, ona pewnie też. Silne rozemocjonowanie to taki stan, kiedy nie wiemy co robimy, gubimy się we własnym sercu i tracimy wszelkie panowanie nad sobą. Po prostu chcemy rozładować w jakikolwiek sposób emocje, odrzucić je, by móc znów funkcjonować normalnie.
- Oni nie żyją, prawda? - Zapytała wadera, podnosząc oczy. Osłupiałem. Nigdy nie widziałem takich oczu, wyrażających tyle bólu, smutku, a zarazem nienawiści do cna. Nie tylko to sprawiło, że nie mogłem się ruszyć, ale również pytanie, jakie mi zadała. Ponownie uświadomiło mi to, co się stało. Przywołało wspomnienia, które udało mi się odrzucić. Znów czułem się nikim. Znów czułem, że za chwilę padnę na ziemię martwy. Żal i tęsknota przeszywały moje serce, a gdy tylko spojrzałem w oczy czarnej wadery, poczułem nowe, jeszcze mocniejsze ukłucie. Nie będąc w stanie odpowiedzieć na jej pytanie, opuściłem smutno głowę. Tylko na tyle było mnie stać. Nie dlatego, że nie chciałem, by obce wilki usłyszały mój łamiący się głos. Właściwie, nie byłem przekonany, czy nazywanie tych wilków obcymi to dobry pomysł. Szczęka drżała mi na tyle, że nie byłem w stanie wypowiedzieć ani słowa. Potrzebowałem ponad pół minuty, aby wypowiedzieć jedno zdanie:
- Pożegnali się z życiem na wojnie.
To wywołało nową falę łez i wściekłości u wadery. Zacisnęła w łapach śnieg i spojrzała na mnie spojrzeniem pełnym wyrzutu. Jednak nie chodziło o mnie, lecz o nią.
- Gdybym nie odeszła... może by się tak nie stało - Dało się słyszeć cichy szept.
- Nic nie dało się zrobić, przeciwnik był zbyt silny - Odpowiedziałem, powoli odzyskując zdolność kontrolowania siebie i tego, co mówię.
- Nigdy tak nie mów. Widać, że nie znałeś swojej rodziny zbyt dobrze - Mówiła, tracąc panowanie nad swoim głosem. - Dla nich nie istniał przeciwnik zbyt silny. Pakowali się w walki niezliczoną ilość razy i zawsze wychodzili zwycięsko. Oni nie wiedzieli, co oznacza zdanie, które wypowiedziałeś. Nigdy, ale to nigdy więcej nie waż się nawet tak o nich mówić. Nie było przeciwnika silniejszego od nich. To jest podstawowa informacja, którą powinieneś o nich poznać, jednak jak widać nikt ci o tym nie powiedział.
- Odkąd to się stało, wszyscy unikają tematu moich rodziców i wujostwa - Wytłumaczyłem. Podobał mi się sposób, w jaki wadera mówiła o mojej rodzinie, poczułem się w pewien sposób podbudowany, a jednocześnie coraz bardziej zdołowany. Nigdy nie będę taki, jak oni.
- Ile miałeś lat? - Zapytała, przysiadając na śniegu. Spojrzałem na nią. Jej łapy drżały, ale bynajmniej nie z powodu mrozu.
- Byłem paromiesięcznym szczeniakiem. - Odpowiedziałem. Spotkałem się ze spojrzeniem wadery po raz kolejny. Wyrażało jeszcze więcej emocji. Żal, nienawiść, smutek, złość, współczucie, być może nawet pewnego rodzaju szacunek. Sam nie wiedziałem, co widzę, ale czułem, że to wadera, którą powinienem respektować i jeśli widzę w jej szklanych oczach tyle emocji, jestem pewnie jednym z nielicznych.
- J-Jak ci na imię? - Zapytała po dłuższej chwili ciszy.
- Crow's Cry.
< Brokenheart? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!